Co jest teraz... Co będzie "po" ?

Zaczęty przez Jado, 12 Maj 2013, 23:31:53

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Jado

Może to głupie pytanie, ale zastanawiam się jak będzie wyglądać moje życie już po odejściu Ojca...
Czy uda się odzyskać dawną radość życia, czy też pozostanę na zawsze o ten ton smutniejszy...choć może dojrzalszy?...
Czy zetknięcie z tak trudną chorobą, pozostawia w nas na zawsze ślad?...
Do tej pory zajmowałem się tym czym wszyscy mniej więcej się zajmują - jak to zwykle w życiu bywa - teraz wszystko jest w zawieszeniu, ale czy potem podejmę dawną ścieżkę, czy może rozpocznę jakąś nową?
Czy to jest szansa na lepsze, bardziej świadome życie?...

Czasami, gdy jest gorzej, mam wrażenie że to "po" może się na dniach zdarzyć, że jest już tuż, tuż, za rogiem....gdy uda się opanować sytuację, groźba ta oddala się, ale z racji wieku Ojca (80lat) i tak trudnej choroby, cały czas jest zagrożenie... A On coraz słabszy, coraz bardziej wychudzony... aż żal patrzeć....  

Czy ten czas "zawieszenia życia" da się jakoś pozytywnie wykorzystać?  
Bo w przerwach pomiędzy obowiązkami, za mało czasu, żeby czymś się konkretnym zająć...a może brak i chęci... życie przecieka między palcami....
Może za dużo jeszcze egoizmu w człowieku siedzi, że mimo tej sytuacji chciałby jeszcze coś dla siebie zrobić....
Ale też siedzieć i oglądać głupią telewizję....czyż nie szkoda życia?....  
A może to czas na zadumę, na zatrzymanie biegu życia w biegu.....Na pytanie siebie "dokąd chcę iść"....  




Pawel

Smierc jest naturalna koleja rzeczy, rowniez dla tych co 'zostaja'. Trzeba przejsc zalobe i zyc dalej.
Dołącz do nas! Wstąp do stowarzyszenia!
Przeczytaj poradnik dla chorych na SLA\MND
Nie wiesz do kogo zwrócić się o pomoc w zorganizowaniu darmowej wentylacji w domu?
Finansujemy wizytę szkoleniową pielęgniarki w domu!
Chcesz wiedzieć więcej, napisz: mnd-sla@wp.pl

szucia

Myślę,że nie zadajesz wcale głupich pytan....Każdy to przechodzi,ten etap przed i po...Na początku myslałam,że przez to,że SLA to tak ciężka choroba,to tylko ja mam tak różne watpliwości,pytania...Nie!obojętnie na jaką chorobę bliska osoba odchodzi to odczucia są takie same!Każda choroba i odejscie zostawia ślad!Ja przeszłam etap z mamą,a teraz z ojcem,ten etap zawieszenia,jak piszesz,w pół roku przyszło mi się z tym zmierzyc,uwierz mi ,mozna dalej żyć,ale im dalej,często smutniej,ciężko,żałobę się ma cały czas,ale mozna ją mieć w sercu,a żyć optymalnie trzeba!!!!!!!!!!!!!!!!!!dla najbliższych żyjących i dla tych co odeszli lub odchodzą!!!!!!!!!!!Trzymaj się,Kasia

Jado

Kontakt ze śmiercią bliskiej osoby już miałem - moja Mama odeszła nagle - w ciągu jednego dnia.
Było to doświadczenie zaskakujące, bolesne i bardzo intensywne.
Ktoś tu pisał ostatnio o smutnym przeżywaniu dnia matki - dokładnie takie same odczucia wówczas miałem. Bardzo to jest przykre...
Po roku przychodzi jednak pewna ulga, a po 10 latach człowiek czuje już raczej zadumę niż tak intensywny żal jak na początku. Przynajmniej ja tak miałem - choć to może być zależne od człowieka.
Tata odchodzi w diametralnie odmienny sposób - przez lata był na coś chory, teraz choroby te pogłebiają się, dochodzą nowe.... Rozciąga się to bardzo w czasie.   
Moje uczestnictwo w tym odchodzeniu jest również zupełnie inne - tam nie miałem nic do gadania, po prostu stało się - tutaj staram się pomagać, przeciwdziałać, przynosić ulgę, itd, itp...  Male sukcesy cieszą, ale wcześniej czy później musi nadejść nieuniknione.
W zasadzie jestem już przyzwyczajony do tej myśli - aczkolwiek czuję, że i tak to będzie trudne przeżycie.

A potem trzeba żyć - ale chyba dla tych co nadejdą, bo "na bieżąco" nikogo nie mam.

anna01

Jak zachorowała Mamulka zmienił się mój pogląd na wszystko. Nic mnie już tak nie cieszy. Człowiek żyjąc w błogiej nieświadomości, kiedy wszystko jest do osiągnięcia... i nagle taka diagnoza. Zmienia się wszystko. Ja wiem, że moje życie nigdy nie będzie takie samo. Odmieniła je trochę moja maleńka roczna już córcia, dała promyk światełka. Jednak nie umiem już tak cieszyć się życiem jak to było zanim moja Mamulka została zdiagnozowana...

Jado

Tak... im człowiek starszy, im więcej przeżył - zwłaszcza zetknięcie z sytuacjami krańcowymi - tym bardziej zdaje sobie sprawę, że "nie jest tak różowo jak mu się wydawało".
Ta świadomość odbiera mu trochę tej beztroski i uśmiechu z jaką dotąd szedł przez życie.
Pamiętam jak kiedyś przechodząc przez ulicę widziałem matkę przebiegającą przez przejście dla pieszych, ciągnącą za sobą upośledzone umysłowo dziecko, które biegnąc traktowało to jako rodzaj zabawy i śmiało się do siebie, i do świata.   Mimo choroby, wyglądało na szczęśliwe, nie mając pełnej świadomości otaczającego go świata i wszystkich jego smutków.
My "normalni" musimy jednak przeżywać wszystko bez znieczulenia.
Zauważam jednak, że moje spojrzenie na świat nieco się zmieniło - na ulicy zauważam osoby chore, niepełnosprawne, starsze - wcześniej mijałem je bez żadnej głębszej ekspresji.
W telewizji zaczęły interesować mnie programy typu "Ekspres Reporterów", "Sprawa dla reportera" itp, gdzie często pokazywane są historie ludzi chorych, bezdomnych, itp....
Wy też tak macie?


JAMI

Hej,

moje zycie,nastawienie do niego równiez zmieniło się o 180 stopni.Od 1,5 miesiąca juz nie jestem tą samą osobą.Byłam baaaardzo wesoła,uwielbiałam kontakt z ludzmi, z wielką przyjemnością chodziłam do pracy,poniewaz jest to praca o jakiej zawsze marzyłam.Teraz......nie ma chyba 5 minut na dobę,zebym zapomniała jak cięzko chorą mam mamusie.Nic mnie nie cieszy.Najchętniej siedziałabym cały czas w domu-razem z mamą.Nie chce mi się chodzic do pracy,nie chce mi sie spotykac ze znajomymi,zaniedbuje przyjaciół.Teraz zaczęłam się duzo modlic.Zawsze wierzyłam w Boga,ale jakos z tą modlitwą bywało róznie.Teraz,kiedy nie ma leku na tą straszną chorobę wiara stała się moją jedyną nadzieją.Współczuje mamuśce(choc nie jest do konca świadoma swojej choroby) i współczuje nam wszystkim,bo to tak strasznie boli.Czasem mówię do Boga,zeby zabrał mi ręce czy nogi,prosząc aby mamie ta choroba się zatrzymała.
Jagoda