A jednak SLA...

Zaczęty przez AnettaB, 23 Luty 2007, 06:28:35

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

AnettaB

Witam Wszystkich serdeczine!

Zajelo mi wiele tygodni zeby sie przemoc i dolaczyc do Waszego grona.  Niechec dolaczenia sie do Was spowodowana byla brakiem odwagi zaakceptowania faktu, ze moja mama tez niestety zostala ostatnio zdiagnozowana na te straszna chorobe.  Wiem, ze nie bylam jedyna w swoich odczuciach.  Caly czas mialam nadzieje, ze to moze cos innego...

Zapoznalam sie praktycznie z cala strona i wszystkimi watkami, ktore poruszaliscie.  Poznalam Wasze imiona i problemy Waszych rodzin, ale nadal chcialam stac z boku i tylko sluchac...  Dluzej czekac nie moge, tym bardziej ze w kazdej wypowiedzi podkreslacie jak bardzo wazy jest czas i jak niewiele albo po prostu nie wiemy ile go mamy....

Stworzyliscie wspaniala strone! Niektorzy z Was, szczegolnie Ci ktorzy choruja na SLA i nadal sa aktywni na tych stronach - jestescie inspiracja dla innych. Wasz zapal, dobre serce i porady sa dla nas niezmiernie wazne aby toczyc taka sama walke z tym ?piorunstwem? jak to moja ciocia okreslila. Niestety, nie z Waszej winy ale po zapoznaniu sie z ta strona, stracilam nadzieje...na poprawe stanu zdrowia mojej mamy. Chcialam krzyczec! Ale jedyne co robilam to plakalam i plakalam...wylam z bolu jakby mnie ktos rozrywal! Przezylam SZOK.  Tutaj sie po raz pierwszy dowiedzialam, ze ta choroba konczy sie w tak okrutny sposob i tutaj sie ocknelam, ze samo kalectwo, ktore niektore zrodla opisuja jako ?chorobe nieuleczalna? w porownaniu z prawdziwym koncem tej choroby jest niczym.  Otworzylam temat? Moja historia? i ?Ci ktorzy odeszli? i myslalam, ze sie pomylilam przy wpisywaniu nazwy choroby, bo nagle zaczelam czytac ? moja mama odeszla...moj tata meczyl sie z ta choroba ....zmarl...Nie wierzylam w to co widzialam!

Pierwsze objawy zaczely sie naprawde lata temu, nawet nie wiem czy byly one faktycznie pierwszymi objawami, ale straszne bole stawow, kosci pojawily sie co najmniej 5 lat temu. Wszystkie badania reumatologiczne, rtg, densytometria, scyntygrafia itd wychodzily na 6 z pusem.  Potem doszly okropne bole nog i ich ciagle zmeczenie; badania usg doplera, przeplywy zyl wychodzily zadziwiajaco wspaniale. Potem okropne i bezpodstawne bole barku i lokcia. Diagnostyka, leczenie itd.  Na pewno (teraz to wiem po zapoznaniu sie ze sposobem diagnostyki) wszyscy przez to przeszliscie. W zasadzie b. powazne problemy zdrowotne nasilily sie od stycznia 2005 i w tym samy roku w marcu powazne potkniecie i upadek ze zlamana noga w kostce. Rehabilitacja i sanatorium gdzie nastapilo zdecydowane przeforsowanie miesni. Na cale nieszczescie mamy po roznych rezonansach magnetycznych okazalo sie ze ma w rozsypce kregoslup ledzwiowy i szyjny, plus jakis dziwny, blizej nieokreslony skrzep w glowie i lekarze jednej z klinik z dnia na dzien chcieli mame polozyc do szpitala na dwie operacje glowy i kregoslupa szyjnego.  Przelom 2005/2006 mama byla hospitalizowana ok. 6 razy nadal szukajac diagnozy.  W miedzy czasie udalo nam sie uzyskac druga oipinie co do operacji i zostaly one odlozone, ale nie wykluczone. Prawa dlon zaczyna wysychac... Zauwaza to zupelnie przypadkowo lekarz nie zwiazany w ogole z neurologia. Nie chce tutaj opisywac calej historii zycia i diagnostyki, ale przewinelo sie kilka diagnoz rakowych, potem ich obalanie przez innych lekarzy i tak jak juz wspomnialam na nieszczescie mamy wszyscy sie niestety skupili na neurochirurgicznej przypadlosci a nie neurologicznej.  Bylo tez pierwsze badanie EMG ale tylko prawej reki. Mielopatia szyjna, miastenia i szereg innych chorob byly brane pod uwage.  To niestety zabralo nam zbyt wiele drogocennego czasu na ustalenie ostatecznej diagnozy. 

Mimo naszej wspanialej rodziny, mama - wdowa od 15 lat chciala byc blisko mnie. Ja niestety wyjechalam z kraju kilka lat temu (na ironie losu zaczelam sobie ukladac zycie na drugim koncu swiata) i bylam z nia praktycznie codziennie tylko na telefonach (STAD BRAK POLSKIEJ CZCIONKI, ZA KTORY B. PRZEPRASZAM). Idac na skroty mama byla wykonczona psychicznie i fizycznie, w depresji i nerwicy i czekala z utesknieniem na przylot do mnie i uznalysmy, ze taka odskocznia jej pomoze i sie lepiej poczuje jak bedzie przy mnie.  Przyleciala do mnie w lipcu zeszlego roku 2006 jak bylam w 9 mc-u ciazy. Nie moglam uwierzyc w to co zobaczylam na lotnisku ? mama dziwnie chodzila, jeszcze sie smialysmy, ze tak jak bocian i potem mi tlumaczy, ze sie czesto potyka a poza tym po zlamaniu nogi chodzila dlugo w odkrytych kapciach i przykurczyly jej sie palce u nog.  Wydalo mi sie to troche dziwne. Jednak zaczela u mnie faktycznie lepiej chodzic, ale za to druga dlon nagle zaczyna schnac i dretwiec tak jak poprzednia i potem lydki zaczynaja dziwnie chudnac; straszne prezenia ciala zaczynaja powracac.  Zaczela tracic rownowage i coraz czesciej sie przewracac. Brak apetytu. Zaczela sie zalamywac i cwiczyc do bolu nogi i kregoslup.

W grudniu 2006, czyli 2m-ce temu mama nagle slabnie.  Zajmowala sie moja corcia jak ja chodzilam do pracy, ale przyznaje mi sie ze dziwnie opada z sil i coraz gorzej chodzi.  Decyzja o powrocie do Polski na dalsza diagnostyke jest prawie natychmiastowa.  Jestesmy pewne, ze bedzie to operacja kregoslupa szyjnego....jak bardzo bym chciala zeby tak bylo....

Tu juz nie ma ?gdybania? i zastanawiania sie co to jest ? mowa sie pogarsza, jest spowolniona, szczegolnie jak sie zdenerwuje, badz wystapia pozytywne emocje.  Czesto sie krztusi, Obie dlonie i nogi ?wysychaja?.  Najpierw lekarze z naszego miejskiego szpitala ogladaja jezyk i...zmieniaja kierunek podejrzen w jednej minucie.  Zamiast wyslac mame na rezonans kregoslupa i glowy ? wysylaja mame na ponowne EMG dla porownania, konsultacje u Prof. i skierowanie do kliniki neurologicznej w Lublinie.  Tam ostatecznie tydzien temu potwierdzono diagnoze. 

Rozpisalam sie strasznie, ale prosze mi wybaczyc.  Domyslam sie, ze Wasze problemy ze zdrowiem zaczely sie podobnie.  Sama jednak wiem, ze gdybym wczesniej znalazla Wasza strone, albo wiecej informacji jak niewinnie ta choroba sie zaczyna zyskalabym duzo drogocennego czasu dla mamy i zamiast padac z wycienczenia po cwiczeniach na nogi i kregoslup mama by wiecej odpoczywala, nie forsujac miesni, bo jest to przeciez najwiekszy wrog tej choroby.  Moze ten list pomoze innym chorym albo ich rodzinom we wczesniejszym zdiagnozowaniu tej strasznej choroby.  Zycze Wam tego z calego serca.

Ostatnie slowa kieruje w szczegolnosci do Anety, ktorej istnienie jeszcze bardziej upewnilo mnie w decyzji dolaczenia do Waszego grona, a przeazilo jesli chodzi o zbieznosc imion, miejsca zamieszkania i diagnozy SLA.

Anetko, jestesmy imienniczkami, ale to nie wszystko, ja tez pochodze z Pulaw, gdzie teraz moja mama mieszka i przeszedl przeze mnie dresz kiedy Ty napisalas skad jestes.  To bylo tak jakbym czytala swoja historie.  Na tak rzadki procent zachorowan na te chorobe pojawiaja sie 2 przypadki SLA w miescie Pulawy a corki matek maja na imie Aneta. Nie potrafie opisac swojego przerazenia. Czulam, ze jest jakas przyczyna zbieznosci naszych imion i miast pochodzenia.

W przyszly wtorek 27 lutego lece do Polski, do mamy.  Czuje, ze oprocz wspanialej pomocy mojego brata i mamy siostry powinnam spedzic z moja mama troche czasu po tak druzgoczacej diagnozie.  Te dwie bliskie mi i mamie osoby poinformowalam w szczegolach o przebiegu tej choroby, zabierajac tym samym i im nadzieje w to ze mama wyzdrowieje.  Nie mam jednak odwagi na odebranie tej nadziei mamie.  Ona czuje, ze sie z nia zle dzieje.  Z dnia na dzien opada z sil.  Musi to byc jakis straszny rzut, bo po lydkach w ciagu zaledwie m-ca ?leca? jej uda i chodzenie przy chodziku sprawia jej trudnosc. Jest wiele spraw, ktore dzieki Waszej stronie chce juz teraz pozalatwiac i pomyslalam, ze chetnie bym sie z Toba Aneto jakos skontaktowala na prywatnego maila, moze bys mi mogla doradzic co do rehabilitacji, czy masz jakies rekomendacje i wiele innych zagadnien dotyczacych opieki w naszym rodzinnym miescie.

Moja corcia, Nicole ma 7 m-cy.  W chwili obecnej  jest z nami meza mama, wiec na szczescie zostawiam ja pod najlepsza opieka, ale karmiac jeszcze piersia wydaje mi sie, ze bedzie mi ciezko przezyc kilkutygodniowa rozlake!  Z drugiej strony nocami placze i nie daje sobie rady z cierpieniem mamy.  Czuje, ze po placzu wstapila we mnie agresja i zamiast checi walki i wiary, ze moze nie bedzie tak strasznie, zaczynam sie godzic z faktem, ze byc moze bede widziala mame w miare sprawna po raz ostatni.  Czy to jest normalne? Strasznie sie boje!

Dziekuje tym, ktorzy cierpliwie przeczytali moj list i jeszcze raz Wam wszystkim za stworzenie tej strony i ogromne wsparcie dla oczekujacych....

AnettaB

aneta

Serdecznie witam Anetko....po przeczytaniu Twojego postu...nie moge sie pozbierac...Boze kochany rzeczywiscie jaka zbierznosc imion...miasta...i tego nieszczescia-paskudstwa...Ogromnie Wam wspölczuje ze Wy röwniez bedziecie musialy zmagac sie z tym"wyrokiem".Odezwij sie koniecznie jesli bede mogla Wam w czyms pomöc jestem w nocy o pölnocy do Waszej dyspozycji.Möj mail-anetadera@buziaczek.pl GG-1453200 SKYPE-anetateresa8888.Pozdrawiam goraco

AnettaB

Dziekuje Anetko za kontakt.  Na pewno bede miala duzo pytan i skorzystam z Twojego prywatnego maila.  Pozdrawiam.

aneta

Anetta jutro musze wyjechac na pare dni przypuszczam ze jakis tydzien podaje nowe namiary na mnie pod ktörymi bede uchwytna gg-9001841 i mail Teresa_Blasinski@hotmail.de Pozdrawiam...Aneta

iwona

Witaj Anetko,
przeczytałam Twój list z uwagą i przypomnialam sobie jak to u nas przebiegało i zwrócilam uwagę szczególnie na jedna rzecz, moja mama miala rowniez odcinek szyjny kręgoslupa w tragicznym stanie i na poczakku diagnozowanie jej szlo w tym kierunku, moze to jest jakas wskazówka.
Przykro mi bardzo ,ze jestes kolejna osoba ,ktora dotknela ta okropna choroba, musisz byc silna za siebię i za mame, tego Ci będzie najbardziej potrzeba, bądz z nia tak dlugo jak tylko bedziesz mogla i na kazdym kroku okazuj jej jak ja bardzo kochasz i jak Ci na niej zależy, a jak przyjda chwile slbosci ,zwatpienia (a przyjdą) idz w kąt wyplacz się i wróć do niej uśmiechnięta, staraj sie nie pokazywać przy niej swojej slabości, tego ,ze jest Ci może czasem ciężko. Wykorzystaj ten czas z mamą (napewno trudny) jaki Wam został jak najlepiej, żebyś pożnij niczego nie załowala i bardzo ważna rzecz w tej chorobie nie odkładaj niczego na póżniej. U mnie minęło właśnie 6 miesięcy od śmierci mojej mamy, a ciagle nie mogę sie pogodzic z tym ,ze juz jej nie ma ze mna, strasznie mi jej brak, mimo uplywu czasu jest mi coraz trudniej i bardzo zle, chcialabym moc ja dotknac ,przytulic, powiedziec jak bardzo ja kocham jak bardzo ja potrzebuje i nie moge juz tego zrobic, a ty ciagle masz szanse i wykorzystaj to do konca.

Gorąco Cię pozdrawiam, bądz silna!       
                                                             Iwona

AnettaB

#5
Dziekuje Iwonko za cieple slowa.  To sa slowa, ktore mi towarzysza od pierwszego wejscia na ta strone -"spedz jak najwiecej czasu z mama i powtarzaj jej jak bardzo ja kochasz".

Na ironie losu wyjechalam z Polski kilka lat temu. Niestety tak jak wczesniej wspomnialam doslownie rok temu zapadla decyzja o kupnie tutaj mieszkania, pojawila sie dzidzia i nagle moja dyspozycyjnosc terytorialna legla w gruzach.  Budujac szczesliwe zycie na obczyznie, najblizsza mi osoba choruje w Polsce.  Nikogo zadna choroba nie atakuje w "wymarzonym" dla nas czy rodziny czasie.  Nie mozna jej sobie "zaplanowac" - bo np: teraz wlasnie splacilam kredyt, albo moje dzieci sa odchowane...Wy sami najlepiej wiecie.  Ale zbieznosc tych pozytywnych i negatywnych sytuacji jest o tyle tragiczna w moim przypadku, ze obawiam sie, ze nie bede w stanie przebywac z mama tyle ile bym zapragnela - czyli codziennie...od teraz az do ostatnich chwil.  Mam tysiace pomyslow, ale nadal jeszcze nie mam ostatecznego planu. Wierze, ze wkrotce znajde rozwiazanie dla nowo-zaistnialej sytuacji i wiem, ze musze dzialac szybko! Rodzina mnie narazie wspiera zapewniajac, ze beda mamie pomagac a ja dolece na stale jak juz bedzie taka koniecznosc.  Ale ile strace do tego momentu?  Kto jak nie ja powinien pracowac nad porozumiewaniem sie jak juz przestanie mowic?  Co bedzie jak jednego dnia zadzwonie a mama juz sie nie odezwie w sluchawce?

Strasznie mnie to meczy.  Nie potrafie sie odnalezc. Glowa mi pulsuje i nie ma idealnego rozwiazania, ale Iwonko, na miare moich mozliwosci zrobie wszystko, zeby moc spedzic jak najwiecej czasu z mama, kiedy jeszcze jestesmy sie w stanie porozumiewac, a potem jak najwiecej jak juz bedzie mogla tylko liczyc na moja obecnosc.

Tyle chce mamie powiedziec w trakcie mojej wizyty, ale wielu rzeczy nie bede w stanie...jeszcze nie...bo sie zalamie.  Juz sie mnie ktoregos dnia spytala czy umiera, a mi nagle przypomnialy sie wszystkie Wasze watki o rozmowach z rodzicami - powiedziec, czy nie i kiedy...Oczywiscie zaprzeczylam, ale jest to b. inteligentna kobieta i boje sie ze w jakis nadprzyrodzony sposob wyciagnie ode mnie wiecej niz powinna.  Sam moj przyjazd wydaje sie jej b. dziwny, bo nie przylatuje sie do kogos z drugiego konca swiata na kilka tygodni bez powodu.  Musze bardzo uwazac, zeby sie jeszcze nie domyslila, to jej odbierze chec do zycia.  W tym samym czasie chce pozalatwiac wiele formalnosci na ktorych zgode musi wyrazic moja mama. A co potem?

Modle sie o sile i odwage w zmaganiu z ta choroba, bo z tego co przeczytalam najgorsze jest przede mna i mimo tego, ze wiem jaki bedzie koniec nie dociera do mnie, ze dzisiaj jeszcze moja mama zyje, mowi i bardzo kiepsko, ale sie porusza o wlasnych silach...a za pewien czas to wszystko bedzie tylko wspomnieniem...Mam nadzieje, ze jak najdluzej bedzie jeszcze w takiej formie.

AnettaB

Aneto, wyslalam Ci maila na tymczasowy adres "teresa...." ale niestety wrocil do mnie jako nie dostarczony.  Moze Ty przeslij do mnie krotka notke, zebym mogla odeslac na ten sam mail wiadomosc, to moze dojdzie.  A jak nie, to przesle na Twoj prywatny adres i poczekam jak wrocisz z wakacji. anetta_bolesta@yahoo.com

aneta

Witaj...zastanawiam sie dlaczego ten mail wröcil..hmmm nie mam pojecia,jak dojade do domu napisze do Ciebie mysle ze dojade na jutro rano i postaram sie odrazu napisac...Trzymaj sie cieplo...Aneta

malenka

droga anetto, przeczytałam twój post i łzy same spłynęły mi na policzki... zobaczyłam w myslach ostatnie 2,5 roku z naszego życia. Nasza mama odeszła w grudniu...
Wiesz już że uciekający przez palce czas musisz wykorzystać i być jak najbliżej możesz z mamą. W związku z Twoją sytuacją i tym że mieszkasz daleko masz wiele rozterek i nie bede ci dostarczać nowych. Chcę tylko bardzo podkreslić,żebyś w trosce o mamę nie zapomniała o opiekujących się nią na codzień osobach. Według mojej opinii, potrzebują one ogromnego wsparcia, w sferze fizycznej, (to ciężka praca), ale szczególnie w psychicznej. Codzienne obcowanie  z najbliższą osobą której nie możesz w żaden sposób pomóc wymaga ogromu miłości, cierpliwości, i kiedy już jest bardzo żle wypala emocjonalnie do reszty.
Nikt nigdy nie poruszył tu tego tematu, ale twoi bliscy beda potrzebowali równiez twojego wsparcia. Mama jest najważniejsza, oczywiście, ale nie zapomnij o nich.
trzymam za ciebie kciuki, bede myslała o tobie i twojej rodzinie.

AnettaB

#9
Malenka, strasznie mi przykro z powodu Twojej mamy.  To przeciez tak swieza rana... Na pewno Ci jej bardzo brakuje. Jak wszystkim ktorzy juz stracili swoje bliskie osoby.  Podziwiam Was, ze nadal sledzicie te strony i macie tyle sily, zeby jeszcze sluzyc rada nam, ktorzy dopiero zaczynamy te trudna droge.
Zgadzam sie z Toba w 100%.  Przyznam Ci sie szczerze, ze wlasnie o moich bliskich mam obawy...ale w kategorii takiej, ze ja bedac corka chcialabym ofiarowac bezgraniczna pomoc mamie; bez poklasku, bez podziwu dla mojego zaangazowania, po prostu byc przy niej.  Jestem typem czlowieka, ktory kocha dawac...W chwili kiedy rodzina mnie zapewnia, ze w chwili obecnej zagwarantuje mamie najlepsza opieke ja juz teraz czuje sie tak jakbym ich wykorzystywala.  Mam wyrzuty sumienia, ze zbyt duzo rzucam na ich barki...ze nie podolaja...wlasnie emocjonalnie.  Mi tez byloby ciezko i bedzie ciezko, ale bedac przy mamie codziennie nie mialabym wyrzutow sumienia, ze ktos wykonuje za mnie to ciezkie zadanie.  Ja cale zycie bylam dla rodziny przykladem, zawsze sluzylam rada czy wspieralam w trudnych chwilach, wiec powiem szczerze, ze chyba rodzina chce mi teraz pomoc wziac troche obowiazkow na siebie...Mi jest z tym jednak zle, krepuje mnie to i dlatego tym bardziej bede doceniala i starala sie wspierac ich zaangazowanie.

To co powiedzialas jest bardzo istotne i ma sens.  Nie doszlam jeszcze do tego momentu, ale juz teraz widze ile wsparcia bedziemu musieli sobie nawzajem ofiarowac, zeby moc na siebie liczyc i przejsc przez te ciezkie chwile.  Ja do nich dojade i odciaze...czas pokaze kiedy...

AnettaB

Ziuna, powrocilam do Twojej wczesniejszejszej wypowiedzi i mysle, ze warto ja teraz przytoczyc:
CytatJak to się pięknie wszystko rozrasta i jak coraz lepiej funkcjonuje! Cieszę się z tego ogromnie!

Nigdy nie bralam udzialu w zadnym forum. Tu jest niesamowity klimat. Kazdy chce pomoc drugiej osobie, wymieniacie sie spostrzezeniami i radami. TO jest bardzo pomocne.

Wracajac do Twojego postu, niestety gdybym nadal mieszkala w W-wie mama juz mieszkalaby ze mna. Mieszkajac w Nowym Jorku musze dokladnie wszystko zaplanowac zanim wykonam ostateczny ruch.  Mama jest najwazniejsza i na pewno zjade do niej na stale w pewnym momencie i najprawdopodobniej wtedy wezme ze soba corcie....W tej chwili tydzien po diagnozie nie jestem w stanie spakowac mojego zycia z ogromem zobowiazan terytorialnych w 5 min.  Bog tylko wie jak bardzo bym chciala, zeby bylo inaczej.  Narazie jade na kilka tygodni, zeby wlasnie zalatwic najwazniejsze sprawy i upewnic sie, ze zostawie mame w dobrych rekach.  Potem po powrocie i przede wszystkim ocenie sytuacji w domu mamy - bede pracowala nad planem przylotu do mamy na stale, dopoty dopoki bedzie mnie potrzebowala.  Corcia bedzie wtedy najprawdopodobniej towarzyszyla mi w tej przeprowadzce. 
Wiem, ze sprawilabym mamie ogromna radosc przylatujac z corcia, ale pocieszam sie, ze byla u mnie przez pol roku i spedzila z wnuczka kazda minute, kazdego dnia od jej narodzin i wprowadzilam do jej zycia tym samym wiele szczescia. Nie moglam jednak poswiecic jej tyle czasu ile bym chciala, mimo, ze nie zawsze czula sie dobrze, bo jak to z noworodkami bywa wymagaja 100% zaangazowania.  Teraz wiec postanowilam mamie zafundowac krotkie ale luksusowe wakacje, nie dzielac czasu pomiedzy nia a moja corcie:) To jest jej chwila i chce zeby sie czula kochana i wyjatkowa.
Dziekuje za troske i zgadzam sie z Toba, ze najwazniejsze jest miec przy sobie ukochane osoby.   

malenka

Anetto,ziuna ma 100% racje, jesli chodzi o córcię. Moja mała urodziła sie jak mama była chora, jeszcze chodziła przy chodziku, przez pierwszy miesiąc chodziła przy wózku na "spacery" po tarasie, godzinami bujała małą. Potem juz tylko patrzyła jak rośnie...
Prawda jest taka, że jak tylko mała była blisko to mama nie potrzebwała antydepresantów, od razu sie usmiechała i to właśnie ona dawała jej najwiecej siły. Zmieniała sie nie do poznania jak wnuki były przy niej. Mała ma 1,5 roku i  pewnie nie bedzie jej pamietać, bardzo tego żaluje.
Jak tylko bedziesz mogła, weż małą ze sobą. Dzieci są cudem i czynią cuda.

AnettaB

Jestem juz z mama!!! Nie mam stalego dojscia do komputera i czasu mniej bo chce zalatwic wiele spraw w czasie mojego pobytu.  Wiem, ze malutka moja przynioslaby mamie radosc i na pewno wkrotce ja przywioze.
Mam prosbe do Anety, jesli przeczytasz tego post'a to prosze skontaktuj sie ze mna jak mozesz na prywatnego maila (we wczesniejszym pos'cie).  Jestem w Pulawach i wyslalam do Ciebie prywatnego mail'a ale nie wiem czy go otrzymalas,bo nie mam zadnej odpowiedzi.  Nie naciskam, ale bede wdzieczna jesli znajdziesz minutke. Pozdrawiam i dziekuje za wsparcie.