Cd. pobyt w Dąbku

Zaczęty przez kajka, 22 Kwiecień 2010, 21:45:11

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

kajka

   Przed przyjazdem do ośrodka, byłam bardzo zmęczona choroba, panią Kazią, zachowaniem moich synów i w ogóle całym życiem. Potrzebowałam pomocy innych, oczekiwałam wsparcia psychicznego oprócz rehabilitacji ciała. Siedząc w aneksie  
telewizyjnym, czekając na opiekunkę, która chyba zapomniała o mnie, zastanawiałam się dlaczego tak często wspominam Indie. Poczułam, że tam oprócz mojego ciała, leczono także moją duszę, a tego mi dzisiaj najbardziej brakowało. Chyba pomału godziłam się z ułomnością ciała, poddałam się, przestałam wierzyć, że będzie lepiej, przestałam walczyć. Nie mogłam natomiast pogodzić się z ospałością mojego serca i umysłu. Cały czas myślałam, że Bóg czegoś ode mnie oczekuje, a ja tak się skoncentrowałam na przeżywaniu choroby mojego ciała, że nie umiałam o niczym innym myśleć.
     Czułam się tak bardzo samotna, nieszczęśliwa, niezrozumiana, niepełnosprawna, niepotrzebna nikomu. Był poniedziałek i do ośrodka przyjechało sporo nowych osób. Co chwila ktoś przejeżdżał obok, witał się, zadawał jakieś banalne pytania, na które mogłam odpowiadać jedynie uśmiechem. Obok przejechał na wózku potężny mężczyzna i znowu doszło do standardowej wymiany uśmiechów. Minął mnie, po chwili zaczął zwalniać, poczym nagle zawrócił.
- Mam na imię Sławek, a ty ? - zapytał, wyciągając na przywitanie rękę.
- Kasia - odpowiedziałam, przełamując skrępowanie, które zawsze mi towarzyszyło przy konieczności odezwania się do nowej osoby.
- Asia ? - zapytał. Pokręciłam przecząco głową.
- Kasia - spróbowałam jeszcze raz, starając się mówić jak najbardziej wyraźnie.
- Ania ? ? zapytał, a kiedy ponownie pokręciłam głową, uśmiechnął się i powiedział - Nie ważne, dopóki nie dowiem się, będę mówił do ciebie Kwiatuszku.
Było mi zupełnie obojętne jak będzie do mnie mówić, byłam zdruzgotana tym, że nie potrafię wypowiedzieć zrozumiale nawet swojego imienia. Bardzo chciałam, żeby już sobie pojechał i zostawił mnie samą. Uśmiechnęłam się do niego, chociaż zdecydowanie bliżej było mi do płaczu. Sławek wcale nie miał zamiaru odjeżdżać. Patrzył na mnie z zachwytem w oczach, wziął mnie za rękę i delikatnie pogładził po dłoni.
- Nie możesz mówić Kwiatuszku ani ruszyć tymi delikatnymi rączkami - powiedział, cały czas trzymając moje dłonie w swoich dużych rękach - Nic nie szkodzi, ja będę mówił do ciebie, a jak będę chciał się czegoś dowiedzieć będę tak zadawał pytania, żebyś mogła kiwnąć główką na tak albo nie.
  Nie za bardzo wiedziałam jak mam się zachować, choć nie miałam właściwie żadnych możliwości reakcji. Cokolwiek bym powiedziała i tak by mnie nie zrozumiał, uciec wózkiem nie dałabym rady, mogłam zacząć głośno krzyczeć, gdyby zrobił się bardziej namolny. Siedział, patrząc na mnie w milczeniu, nagle głęboko westchnął.
- Jesteś taka śliczna jak aniołek, mógłbym patrzeć na ciebie godzinami. Twoje oczy mówią więcej niż niejedne słowa.
   Zawsze umiałam reagować na męskie komplementy, znając swoją wartość na ogół je lekceważyłam, zdawkowo się uśmiechałam, traktując jako odwieczny element damsko- męskich gierek. Ale Sławek wydawał się prawdziwy, spontaniczny i szalenie naturalny. Mimo mądrych wypowiedzi psychologów, filozofów, teologów o zachowaniu godności w sobie, jako odrębnej od ciała wartości człowieka, którymi stale się karmiłam, moja ocena samej siebie spadała proporcjonalnie do stopnia niepełnosprawności. Dlatego teraz nie umiałam przyjąć komplementów, widziałam się rano w lustrze i doskonale wiedziałam, że nie zasługuję na takie słowa.
- Jak pięknie wyglądasz, kiedy się rumienisz, Kwiatuszku - powiedział wyraźnie zachwycony, a ja miałam ochotę przejechać go wózkiem.
- Dawno nikt ci nie mówił miłych słów, - stwierdził kategorycznie - ale teraz będziesz je słyszała ode mnie codziennie - dodał. Siedziałam na przeciwko Sławka i walczyłam z emocjami. Mówił okropnie bolesne dla mnie słowa i nie wiedziałam czy mam go nienawidzić, czy wybuchnąć płaczem z rozczulenia nad sobą.
- Kwiatuszku, dasz się jutro zaprosić na kawę? Opiekunka nam pomoże, żebyś nie musiała się martwić, że sobie nie poradzę - powiedział. Kiwnęłam twierdząco głową, będąc przekonana, że następnego dnia albo on zapomni, albo mnie się uda jeździć opłotkami, żeby na niego nie trafić.
- Kasieńko moja, Kwiatuszku, dzień dobry - usłyszałam donośny głos Sławka nazajutrz rano. - Widzisz, wiem już jak masz na imię - powiedział radośnie - Jadę na zajęcia; kawa wieczorem aktualna? ? zapytał, a właściwie stwierdził.
    Opiekunka wiozła mnie po kolacji do jego pokoju, żartując, że mam fajnego adoratora. Twarz Sławka pojaśniała, kiedy mnie zobaczył, zachowywał się jak mały chłopczyk, który dostał oczekiwaną zabawkę. Na stoliku były przygotowane ciasteczka, różne wafelki i kilka torebek cappuccino, żebym mogła wybrać smak, który najbardziej lubię. Wybrałam ulubione waniliowe, opiekunka ustawiła kubek na równo ułożonych kocykach, wetknęła słomkę i wyszła. Znowu zaczęłam zawracać głowę Bogu, prosząc, żeby nie pozwolił mi się zakrztusić, zwłaszcza, że Sławek zaczął karmić mnie słodyczami. Robił to powoli, wkładając mi do ust małe kawałeczki, cierpliwie czekając aż połknę zanim mi dał następny. Było w nim tyle spokoju i czułości, że czułam się bardzo skrępowana.  
- Kasieńko, gdybyś mieszkała ze mną dbałbym o ciebie i rozpieszczał. Zasługujesz na to, żeby cię kochać i się tobą opiekować - mówił te i inne słowa, a ja słuchałam i miałam mieszane uczucia. Z jednej strony było to bardzo miłe, z drugiej tak irracjonalne, że mnie wkurzało. Nagle poczułam się znowu troszkę kobietką, z drugiej strony widziałam chorego faceta, który gadał bzdury do jeszcze bardziej niepełnosprawnej, chorej kobiety. Jedno musiałam przyznać, zawsze zjawiał się wtedy, gdy czułam się najbardziej osamotniona, najmocniej przygnębiona i smutna.
Czyżby mój dobry Bóg zesłał mi kolejnego anioła, który rozpościerając nade mną swoje ogromne, ciepłe skrzydła chronił mnie przede wszystkim przed okrutnymi myślami samej o sobie.

teresa

Kasiu w całym smutku, że opuściła Cię przyjaciółka pocieszające jest to, że poznałaś wspaniałego, serdecznego kolegę, który umiał się Tobą zaopiekować. Czasem tak bywa, że pustka zapełnia sama ;)
Kasiu a ja mam pytanie czy Ty byłaś w Dąbku w pokoju jednoosobowym, czy tylko takimi dysponuje ośrodek?
pozdrawiam cieplutko
Teresa

kajka

Tereniu,
więcej jest pokoi jednoosobowych,ale są również dwuosobowe;
warunki są naprawdę komfortowe
opieka 24 h,wszyscy są po imieniu ,miła obsługa ,dużo uśmiechu
pobyt 3 do 6 tygodni

teresa

hmmm... nie myślałam, że jest tam aż taki luksus :D to super!