Moja wyprawa do Indii

Zaczęty przez kajka, 08 Kwiecień 2008, 21:19:57

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

kajka

Cala drzalam z wrazenia. Stalo sie, wbrew wszystkim sceptykom i niedowiarkom bylam na lotnisku. Za chwile odprawa na samolot do Monachium, a tam przesiadka na lot do Delhi. Lecialam  w nieznane, cala droge na lotnisko moi przyjaciele zartowali ze mnie, ze wybralam dla siebie ekstrymalne doznania. Wszyscy robili zaklady po jakim czasie bede uciekala od brudu, prymitywu, krow i malp. Nikt nie wierzyl, ze wytrzymam planowane szesc tygodni.
Ostatnie smiechy, pozegnania i moja corka Agnieszka pchala wozek ze mna do odprawy. Dosc sprawnie dwaj panowie z obslugi przesadzili mnie z wozka na specjalnie krzeselko, ktorym dowiezli mnie waskim przejsciem miedzy fotelami na nasze miejsce. Jeszcze nie zdazylam zlapac glebszego oddechu, kiedy zaczelismy schodzic do ladowania. I znowu pojawili sie dwaj inni panowie i nastapila powtorka tylko ze w odwrotnej kolejnosci. Kiedy wsiadalam do samolotu bylam pierwsza, tym razem musialysmy zaczekac, az wszyscy opuszcza samolot. Wszystko szlo szybko i sprawnie, zostalo nam pare minut, zeby zajrzec przed prawie dziesieciogodzinnym lotem do toalety. Niestety w samolotach nie ma toalet dla osob niepelnosprawnych.
Lecialysmy okolo godziny, kiedy wreszcie dotarlo do mnie, ze naprawde nie ma rzeczy niemozliwych.
Wszystko zaczelo sie cztery miesiace wczesniej, gdy przypadkiem przeczytalam historie kilku pokolen hinduskiej rodziny, zyjacej na polnocy Indii. Nestor rodziny zajmowal sie uprawa roslin leczniczych stosowanych w liczacej kilka tysiecy lat medycynie ajurwedyjskiej. Urzeklo mnie tytulowe "kuszace wolanie ciszy" , zaczelam marzyc o opisanych miejscach, prawie czulam wiatr od Himalajow, palace slonce, szum deszczu w porze deszczowej, smak innego jedzenia, zdrowie plynace z dziewiczej przyrody.
Nagle uswiadomilam sobie, ze to nie jest tylko piekna bajka, ze ten swiat realnie istnieje. Zaczelam szukac w internecie informacji na temat medycyny ajurwedyjskiej, znalazlam kliniki w Indiach i Nepalu. Napisalam do nich o mojej chorobie, ze dostalam wyrok, jestem chora na stwardnienie zanikowe boczne, a chorym lekarze daja dwa, trzy lata zycia od pojawienia sie pierwszych symptomow i postawienia diagnozy. Jestem jednym z, jak to sie mowi przypadkow, ktory zyje dluzej, czym zaskakuje innych i siebie.
Dzis siedze na wozku inwalidzkim, mam calkowity niedowlad rak i nog, mowie tak niewyraznie, ze rozumieja mnie jedynie najblizsi. Patrze zdziwiona na swoje cialo, bo przeciez nadal jestem kobieta pelna zycia, ktora uwaza, ze nie ma rzeczy niemozliwych.
Dlatego zapytalam czy moge do nich przyjechac. Jeden lekarz okazal sie tak samo szalony jak ja. Zaczelismy ze soba korespondowac i po tygodniu bylam pewna, ze pojade do Indii. Niczego nie obiecywal, ale wiedzialam, ze zrobi wszystko, zeby mi pomoc i ulzyc. Niewiele osob wspieralo mnie, wiekszosc znajomych odradzala wyjazd w moim stanie zdrowia tak daleko w nieznane. Ja jednak pozostalam nieugieta.
Teraz jednak, jadac podstawionym na lotnisko jeepem po waskiej drodze wsrod wycia klaksonow, wymijajac karolomnie inne samochody, motorowerzystow, zwierzeta i ludzi, ktorzy bez ogladania wchodzili na droge, przez chwile pomyslalam czy nie mieli racji.
Do Chillianula z Delhi jedzie sie okolo szesciu godzin, my bylysmy przerazone perspektywa watpliwego przezycia trasy juz na obrzerzach stolicy. Mijalysmy podobne do siebie wioski okropnie zaniedbane i zasmiecone, w kazdym miejscu kwitl handel, wokol unosil sie kurz i halas. Spodziewalm sie zetkniecia z zupelnie innym swiatem, pelnym magii i egzotyki, a tu z wyobrazen pojawialy sie od czasu do czasu palmy, duze kaktusy i stada malp biegajace po drogach. Jechalysmy juz okolo pieciu godzin, teren caly czas byl monotonnie plaski. Zastanawialam sie jak to jest mozliwe, ze klinika znajduje sie na wysokosci ponad 2400 metrow kiedy nagle bez zadnego uprzedzenia, najmniejszego pofaldowania ziemi, zadnego pagorka wyrosly gory. Zupelnie jakby ktos sie znudzil, narysowal na ziemi linie i postanowil, ze od tego momentu bedzie pieknie. I bylo.
Do tej pory serce nam stawalo przy wyprzedzaniu na trzeciego, manewrach przy predkosci 80 km\godz miedzy tlumem ludzi, przy ustawicznie uzywanych klaksonach, trabkach i krzykach kierowcow i pieszych. Teraz doszly zapierajace dech widoki i kreta, waska droga, ktora niezmordowanie szybko piela sie w gore tuz nad przepascia. Kierowca gnal niewzruszony, czasami ostro hamujac na zakrecie, by uniknac czolowego zderzenia z wyjezdzajacym znienacka z naprzeciwka samochodem. Kiedy wjechalismy do kolejnej malej, zaniedbanej wioski a kierowca powiedzial, ze jestesmy na miejscu, jeszcze wierzylam, ze zza zakretu wbrew wszystkiemu ukaze sie nowoczesna klinika.
Wjechalismy za ogrodzenie, za ktorym stal maly, bialy budynek z napisem Hospital. Do samochodu podeszli mlodzi hindusi, patrzyli sie na nas jak male, wiejskie dzieci. Zaczeli szukac doktora. Pojawil sie ciemnoskory mezczyzna o przemilym usmiechu, powiedzial, ze wszyscy czekali na nasz przyjazd i nagle zrobilo sie bardzo milo. Najdrobniejszy chlopak chwycil mnie na rece, bez wysilku wyjal z samochodu i posadzil na wozku. Poszlysmy obejrzec nasz pokoj w domu dla gosci z zagranicy. Staly w nim dwie metalowe prycze i szafa w scianie. Wysoki schodek dzielil sypialnie od malenkiej ubikacji. Wiedzialysmy, ze nie damy sobie w tych warunkach rady. Spojrzalysmy na siebie z corka. Obie bylysmy na pograniczu histerii ale kazda, ze wzgledu na druga, zachowala pokerowa twarz.
Wtedy lekarz pierwszy raz zlamal dla mnie obowiazujace zasady. Kazal przygotowac dla nas pokoj w aszramie na parterze, gdzie mieszkali tylko hindusi.
Do aszramu nie ma zadnych schodow. Zbudowany zostal na planie czworokata, duza brama wchodzi sie na dziedziniec, z ktorego jest bezposrednie wejscie do pokoi. Okazalo sie, ze w pokojach nie ma toalet. Poszlysmy do ogolnych toalet po stronie dla kobiet i tu dopiero doznalysmy szoku. W podlodze byl jedynie otwor, lekarz zobaczyl przerazenie w moich oczach i natychmiast kazal przyniesc dla mnie krzeslo z wycieta dziura. Bylysmy tak zmeczone, ze nie mialysmy sily analizowac naszej sytuacji.  
Nastepny dzien wstal jak wszystkie kolejne w blasku slonca. Zaczal sie wizyta lekarzy, ktorzy moj stan zdrowia oceniali na podstawie pulsu.  Po paru godzinach dostalam plan terapii, proponowane leki robione z tamtejszych roslin. Zazywalam sproszkowane ziola wymieszane z miodem, inne rozpuszczone w mleku, pilam okrutnie gorzki wywar z dziesieciu ziol na przyrost miesni. Codziennie dzien zaczynalam cwiczeniami oddechowymi pranajama ze specjalnie dla mnie sprowadzonym nauczycielem jogi. On rowniez stosowal akupresure, czyli masaz uciskowy punktow na stopach, ktore kiedy sa zablokowane nie pozwalaja swobodnie przeplywac naszej wewnetrznej energii.
Kazdego dnia siedzac ze mna odwrocony twarza do wschodzacego slonca opowiadal mi historie powstawania Ziemi i udzial Bogow w jej tworzeniu. Traktowal mnie jak zdrowa osobe i wymagal ode mnie wiary i wewnetrznej sily.
Gdy zauwazyl, ze nie moge odgonic natretnych much rozbawil mnie mowiac, ze Bog je po to stworzyl, zeby czlowiek nie byl leniwy. Kiedy rano smacznie spisz, nagle slychac bzzz. Machasz reka, nastepuje chwila spokoju i ponowne bzzz. Zanim przegonisz muche jestes tak rozbudzony, ze wstajesz. Latajac kolo mnie muchy wypelniaja swoja misje, bo za kazdym razem kiedy je odganiam zmuszam miesnie do pracy. Dlatego powinnam za nie dziekowac, a nie narzekac.
Po spotkaniu z Jogaman jadlam sniadanie i jechalam do pokoju obok przerobionego na moja prywatna sale terapii. Byl w niej jedynie drewniany stol, na ktorym mnie masowano i butla z gazem do podgrzewania olejkow do masazu. Masowano mnie kazdego dnia przez godzine. Najpierw zawsze usmiechniete kobiety z towarzyszaca im mloda lekarka przynosily metalowa wanne, do ktorej mnie kladly i obmywaly cale moje cialo goracymi olejami. Po dwoch tygodniach nastapila zmiana terapii. Bylam masowana ugotowanym ryzem zawinietym w plotno i maczanym w goracymi oleju, pozniej roznymi zestawami zmielonych ziol rowniez obwinietymi plotnem i maczanymi w oleju.
O 12.30 byla dla wszystkich godzinna przerwa na obiad. Agniecha przynosila go dla mnie z kantyny, ktora gotowala jedynie dla pacjentow kliniki, ktorzy stosowali terapie ajurwedyjska.  Pozostalym jarski obiad wydawala kuchnia w aszramie, wszyscy przychodzili ze swoimi metalowymi talerzami i lyzkami, siadali na chodniczku rozciagnietym wzdluz sciany dziedzinca i po krotkiej modlitwie zaczynali wspolnie jesc. Wiele osob jadlo palcami. Lubilam sie im przygladac.
Aszramy, to magiczne miejsca, w ktore przyjezdzaja ludzie z calego swiata, zeby wspolnie mieszkac, pracowac i modlic sie. Poznalam mnostwo cudownych osob z Francji, Niemiec, Hiszpanii, Rosji, Holandii, a nawet z USA i Japonii. Wszyscy przychodzili do mnie kiedy tylko zobaczyli, ze siedze sama. Oprocz zalecanej przez mojego lekarza kuracji doszly mi cwiczenia Reiki, ktore ze mna prowadzila mloda dziewczyna z Austrii oraz popoludniowa rehabilitacja, na ktora do mnie przychodzila Niemka.
Jednak najbardziej podbili moje serce hindusi. Zapamietalam ich usmiech, ktorym witali mnie na dzien dobry i zawsze kiedy mnie widzieli w ciagu dnia. Nie zdazylo sie, zeby nie podeszli i nie zapytali o moje samopoczucie. To, co odbieralam wczesniej jako niezdrowa ciekawosc okazalo sie autentycznym, zyczliwym zainteresowaniem. Dlaczego to wiem ?  Bo w naszym kraju jesli ktos sie standardowo zapyta - jak sie czujesz, wcale nie oczekuje odpowiedzi. Tam siedzieli przy mnie dopoki nie zrozumieli co mowilam.
Nad aszramem znajduje sie swiatynia, w ktorej mieszkancy wioski modla sie rano przed praca i wieczorem przed kolacja. Mlody chlopak o imieniu Prakash ( tzn. Swiatlo ) codziennie na wieczorna modlitwe wnosil mnie po schodach na wyskosc drugiego pietra, za nim biegli dwaj hindusi niosac moj wozek.
Tamte spotkania niczym nie przypominaja katolickich mszy. Przed swiatynia wszyscy zdejmuja buty i siadaja na rozlozonych na podlodze dywanach i poduszkach, biora instrumenty-bembenki, trojkaty, rozne grzechotki i fisharmonie. Na rozpoczecie ktos dmucha kilka razy w duza muszle. Na ten niesamowicie donosny dzwiek rozdzierajacy cisze wszyscy obracaja sie twarza do posagu Babaji. Babaji wedlug relacji osob, ktore z nim przebywaly jest Bogiem, ktory na pewien czas stworzyl dla siebie ludzkie cialo, zeby sie z nami moc skontaktowac. Godzine, czasem dluzej grali i spiewali piesni wychwalajace potege i moc bogow, zwlaszcza matki bogini Durga, ktora jest uosobieniem milosci, wyrozumialosci ale i kobiecej sily. Wsrod bajecznie kolorowych obrazow wielorekich, z glowa slonia czy wygladzie malpy bostw, wisi portret Chrystusa z calunu turynskiego. Dla wyznawcow tego odlamu hinduizmu jest to zupelnie naturalne. Wyznaja politeizm, czyli czcza wielu bogow ale uwazaja, ze wszystkie te bostwa wyobrazaja jedynie rozne cechy jednego poteznego Boga, ktory wielokrotnie w historii dziejow ludzkosci pojawial sie, zeby nas nauczac. Na poczatku prowadzacy spotkanie podchodzil do kazdego z zapalona swieczka a wszyscy dlonia zagarniali plomien na swoja glowe dokonujac symbolicznego oczyszczenia. Pod koniec roznosil pokrojone owoce lub slodycze, ktore wczesniej przyniesli wierni. Inaczej niz u nas w kosciolach, tam zawsze bylo duzo mlodziezy i wielopokoleniowych rodzin.
Czasem na fisharmonii i bembnach grali przypadkowi pielgrzymi. Pewnego dnia muzyka osiagnela takie szalenstwo, ze wzburzyla rosyjska krew. Grupa rosjan, ktora od tygodnia mieszkala w aszramie zaczela tanczyc, dolaczyl do nich nauczyciel jogi, niewiele brakowalo a moj wozek zaczalby wirowac. Nastepnego dnia porwali za soba opanowane niemki.  Ale ja bylam wpatrzona w piekna, ciemnowlosa wloszke, ktora tanczyla przepieknie poruszajac dlonmi i calym cialem. Miala bose stopy, owinieta kolorowym sari, z zamknietymi oczami i lekkim usmiechem kolysala sie w rytm muzyki.
Moja corke, ktorej od dlugiego czasu nie dalo sie zaciagnac do kosciola, tam wielokrotnie widzialam kleczaca. Na moje zdziwione spojrzenie, kiedy zaczela chodzic na poranne modly odpowiedziala, ze czuje wewnetrzna radosc, nie przymus.
Zycie zaczynalo sie o wschodzie slonca, a spac chodzilismy zaraz po zmierzchu. Ludzie przyjezdzali i wyjezdzali, dla jednych pobyt w aszramie byl etapem podrozy, dla innych stawal sie sensem zycia. Poznalam osoby, ktore mieszkaly Chillianula pare dni, miesiecy, lat i takie, ktore sprzedaly domy w swoich krajach i z przyslowiowym tobolkiem zamieszkaly w bardzo skromnych, wrecz prymitywnych warunkach. Nikt nie zalowal podjetej decyzji.
Wszyscy pielgrzymi czekali na spotkanie z Nauczycielem Muniraji, ktory byl uczniem Babaji w Jego ostatnim wcieleniu na Ziemi. Spotkanie z Nim bylo wielkim przezyciem. Slyszalam o Jego wielkiej wiedzy i madrosci, o umiejetnosci czytania w myslach. Wsrod wszystkich widzialam zachwyt i podziw dla Niego, wrecz uwielbienie i bezwzgledne posluszenstwo w wypelnianiu Jego polecen. Do Chillianula przyjezdzal na odpoczynek i na rozmowy.
Byl juz dwa dni, widzialam wszedzie Jego slady, podnieconych pielgrzymow spieszacych na spotkania z Nim, biale siedzisko przeznaczone dla Niego w swiatyni, poranny gong przed wschodem slonca wzywajacy na modly o swicie w Jego ogrodzie. Im bardziej zachecano mnie do spotkania, tym bardziej moj zachodni umysl nie uznajacy autorytetow buntowal sie. Bylo popoludnie, czas, kiedy Nauczyciel siadal i pozwalal uczniom przebywac w Jego obecnosci, przyszedl czas mojego z Nim spotkania. Zawieziono mnie do Jego domu, z daleka widzialam siedzacych na werandzie i w ogrodzie ludzi. Siedzialam z innymi w ogrodzie a moje mysli szalaly. Wokol panowala cisza, wszyscy siedzieli w milczeniu, bylam poirytowana, wodzilam wzrokiem po kwiatach, drzewach, po spowitych mgla Himalajach. Nagle nasz wzrok sie spotkal, dojrzalam usmiech w Jego oczach i zrozumialam, ze wie o mnie wszystko. W mojej glowie nastala cisza, uspokoilam sie i wiedzialam, ze bede przyjezdzala na kazde z Nim spotkanie. Zadalam Mu wiele istotnych dla mnie pytan. Otrzymalam od Niego, tak jak wszyscy pielgrzymi, imie obrazujace moj charakter, osobowosc i duchowosc. Nazwal mnie Kusum,  kwiatem pnacym sie wokol pnia do slonca. Moim przeznaczeniem w zyciu jest dazyc do poznania Boga, jak kwiat dazy coraz wyzej do slonca. Pniem, po ktorym wspina sie kwiat dla mnie sa ludzie. Jezeli bede umiala ich sluchac i z nimi wspolpracowac osiagne cel.  
Coraz bardziej zwiazana z tym miejscem i ludzmi z przerazeniem myslalam, ze za tydzien bedziemy musialy wyjechac. Kiedy na porannym obchodzie doktor wyrazil zadowolenie z malej ale jego zdaniem widocznej poprawy mojej kondycji fizycznej i psychicznej ze lzami w oczach wyznalam, ze nie wyobrazam sobie rozstania. Mialysmy bilety na samolot na konkretny dzien i lot, no i nie mialysmy pieniedzy na dluzszy pobyt ale obie bylysmy gotowe zrobic wszystko, zeby moc zostac. Lekarz wzial nasze bilety, wrocil po dwoch godzinach i powiedzial, ze tylko od nas zalezy kiedy wrocimy do Polski. Mialysmy polroczna wize i zdaniem calego personelu medycznego oraz mieszkancow aszramu powinnam ten czas wykorzystac zostajac w klinice. Dowiedzialam sie, ze o pieniadze nie musze sie martwic, bo jezeli zabraknie bede mogla przyslac przelewem po powrocie do Polski. Jako moj lekarz,  wyslal do przewoznika Lufthansa prosbe o zmiane terminu wylotu podyktowana koniecznoscia przedluzenia leczenia. Jeden z mieszkancow aszramu pojechal pociagiem do Delhi, zeby przywiezc nowe bilety. Podroz w jedna strone trwala ponad dziesiec godzin ale nie odczulam z jego strony zadnego zniechecenia, wrecz przeciwnie radosc z mozliwosci pomocy.
Nastaly upalne dni przed pora monsunowa, nawet w nocy nie bylo czym oddychac. Przedluzylysmy pobyt o kolejne szesc tygodni, a lekarz zwiekszyl intensywnosc terapii. Kolejny raz specjalnie dla mnie zostaly zmienione zasady. Do tej pory masaze, wszystkie cwiczenia wymagajace pracy nad rozebranym cialem byly prowadzone przez kobiety. Mezczyzni zajmowali sie pacjentami plci meskiej. Moj doktor przedstawil najlepszego specjaliste i zapytal czy wyraze zgode, zeby sie mna zajmowal. Nastepnego dnia, kiedy masowal moje cialo towarzyszace mu hinduskie kobiety byly bardziej skrepowane niz ja.  
Muniraji zajal sie duchowym uzdrawianiem, w mojej intencji zostaly odprawione puja - jakby msze do bogini. Natchniony stary hindus podniesionym glosem jak w transie powtarzal wyspiewujac te same zdania, skladal dary przyniesione do swiatyni, palil kadzidla i swiece, obmywal posazek bogini woda i mlekiem, smarowal go miodem, obsypywal platkami roz. Wszystkim co dotknelo posazka dotykal mojej reki albo czola. Modly trwaly okolo dwoch godzin codziennie przez dziesiec dni.  
Pewnego dnia przybiegl do mnie Prakash, krzyknal tylko, ze musze cos zobaczyc, popchnal moj wozek i pojechalam na "taras widokowy". Ze wzruszenia nie moglam sie odezwac, do tej pory niewidoczne, zasniezone szczyty Himalajow teraz blyszczaly w sloncu. Siedzialam w milczeniu probujac zapamietac kazdy szczegol. Przypomnial mi sie tytul ksiazki, dzieki ktorej tutaj sie znalazlam." Kuszace wolanie ciszy ", cisza panowala dokola mnie i we mnie. Cudowna cisza tetniaca zyciem otaczajacej przyrody i biciem mojego serca.
Wiedzialam, ze za murami aszramu pulsuje normalne zycie wypelnione gwarem ulicy, klaksonow przejezdzajacych aut, nawolywaniem handlarzy ; zakurzone, biedne i w naszym zachodnim systemie wartosci zupelnie bez perspektyw. Widzialam jednak usmiechnietych ludzi, ktorzy mieli czas na rozmowe, na spotkania ze znajomymi, na prace i wspolne, rodzinne posilki. Kiedy jechalysmy mini autobusikiem do wioski na zakupy, Agnieszka zachwycila sie malutkim dzieckiem, matka z usmiechem pozwolila wziac je na kolana. Wszedzie bylo widac szacunek dla starszych osob i okazywana im bezinteresowna pomoc. Zapytalam Arjune, mlodego chlopaka pracujacego w klinice, dlaczego witajac starych ludzi dotyka sie ich stop. Wyjasnil, ze jest to wyraz uznania dla ich wiedzy, umiejetnosci i doswiadczenia, ktore gromadzili dlugie lata. Czlowiek stary ma wieksza wartosc, bo posiada madrosc, ktorej nie ma mlody.
Kilka razy do roku organizowali bezplatne leczenie dla biednych. Trzy dni klinika i aszram byly wypelnione rodzinami, ktore przyjechaly z chorymi. W Indiach wielu starych ludzi ma zacme, dlatego z Delhi przyjechalo trzech okulistow, zeby w ciagu weekendu dokonac kilkudziesieciu operacji. Ludzie siedzieli przed szpitalem, koczowali na calym terenie, w porze wydawania posilkow dziedziniec zapelnial sie chorymi z zabandazowanymi glowami z opatrunkami na oczach. Wszyscy dostawali za darmo jedzenie, materace i koce do spania. Spali na korytarzach kliniki, w wolnych pokojach aszramu poukladani jeden przy drugim. Wszystko przypominalo polowy szpital. Mieszkancy aszramu roznosili wode, owoce, pomagali lekarzom w prostych czynnosciach.
Zycie toczylo sie jak wszedzie, ludzie rodzili sie, umierali, kochali sie, cierpieli, chorowali. Jednak wszystkie czyny, gesty, slowa byly jednoznaczne. Jezeli ktos pomagal nie narzekal, jezeli dawal nie wymawial, jezeli rozmawial to sluchal.
W Indiach spedzilam cudowne trzy miesiace pelne nadziei, czulam sie otoczona miloscia, traktowana jak Kasia, a nie przypadek.  Bylam czlowiekiem, human being -istota ludzka, ktora zasluguje na szacunek i mimo uposledzenia ciala ma prawo do marzen, potrzeb i zwyczajnych pragnien. Obiecalam sobie, ze jeszcze tam wroce i ze pojade w inne podobne miejsca gdzie zycie czlowieka nie jest, jak w naszym kraju najwyzsza wartoscia, a nieuleczalnie chorzy czuja sie w szpitalach, hospicjach czy w domach jak smieci na wysypisku. Chce byc tam, gdzie moje zycie ma taka sama wartosc jak zycie malpy czy slonia, ale nadal ma ogromna wartosc.

teresa

Kajka pięknie opisałaś swoją wyprawę do Indii. Jeśli ograniczna kalectwem mogłaś się odnależć w tak prymitywnych warunkach to naprawdę jest to żywy dowód na to,że  nie ma rzeczy niemożliwych. Gratuluję Ci wielkiej odwagi i troszkę zazdroszczę przeżyć jakich doznałaś na tej egzotycznej wyprawie :))) Czytając to opowiadanie sama się na chwilę przeniosłam w tamten magiczny klimat. Dziękuję

włodek

To jest wspaniałe , bo człowiek jest wielki i nie ma rzeczy , której by nie mógł pokonać. Myślę często i Janie Pawle II i jego chorobie i wtedy widzę Boga , który pomaga nam w każdym naszym posunięciu życiowym .