Moja rozmowa z Bogiem

Zaczęty przez kajka, 04 Maj 2008, 13:28:57

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

kajka

Moi kochani,
Ci, ktorzy czytali moje posty wiedza, ze pisze ksiazke. Chce sie z Wami podzielic jednym rozdzialem, ktory ostatnio napisalam. Jezeli uwazacie, ze forum nie jest miejscem na taka pisanine i ze niepotrzebnie je zasmiecam, napiszcie mi.
Pozdrawiam Kajka

Ostatnio poprosilam ojca, zeby zalatwil wizyte ksiedza. Jest taki zwyczaj w kosciele katolickim, ze ksiadz odwiedza chorych w domu w pierwszy piatek kazdego miesiaca. W grudniu mial byc u mnie pierwszy raz, dlatego pomyslalam, ze bedzie dobrze jezeli napisze spowiedz. Wiem, ze Bog tego nie potrzebuje ale ja bardzo potrzebowalam uporzadkowac swoje mysli. Musialam z Nim pogadac od serca, troszke uzbieralo mi sie pytan bez odpowiedzi. Za miesiac, wreszcie po dwoch latach, dokladnie w sylwestra mialam jechac razem z Gosia do sanatorium. Czulam, ze nie tylko ja marze o wyjezdzie. Najbardziej pragneli wolnosci bez chorej matki moi synowie, a i pani Kasi marzyl sie odpoczynek ode mnie. Ja rowniez czulam sie tak bardzo wszystkim i wszystkimi zmeczona, ze zgodzilabym sie na kazda odmiane. Liczylam na to, ze bedac wsrod ludzi i majac zapewniona calodobowa opieke zejdzie ze mnie cale napiecie, ktore spinalo moje cialo i serce. Wiedzialam, ze ten niepokoj bierze sie z nieumiejetnosci akceptacji siebie samej i swojego wieziennego zycia.  Co prawda nie mam kibelka w pokoju i nie zamykaja mnie na klucz ale czasem moje dzieci zachowuja sie jak najbardziej okrutni i wyrafinowani w sprawianiu bolu serca straznicy. Wszystko stanelo na glowie w naszym zyciu.
Boze, wyrwales mnie z mojego zycia. Jechalam sobie luksusowym, ekspresowym pociagiem. Siedzialam przy barku na wysokim stolku, eksponujac zgrabne nogi, pilam kolejnego drinka. Obrazy za oknem szybko sie zmienialy, tak samo ludzie obok. Czulam zawrotna predkosc i to mi w zupelnosci wystarczalo. Wyciagnales mnie bez pytania z pociagu i posadziles wbrew moim protestom na wozku inwalidzkim. Moze uratowales mi zycie bo pociag sie wykoleil i nikt nie przezyl. Ale czy ja Ciebie o to prosilam, Boze! Zabrales mi wszystko i ja mam uwierzyc, ze to dla mojego dla dobra. Mam byc pokorna, cicha bo tacy dostana sie do Twojego Krolestwa. Musze Ci Boze powiedziec, ze jest to bardzo kuszaca propozycja, tylko, ze ja za cholere nie moge nauczyc sie bycia pokorna i cicha. Na poczatku choroby sadzilam, ze jestes genialnym strategiem. Wierzylam, ze wyrwales mnie z mojego pedzacego zycia, zebym zobaczyla ile pieknych rzeczy mnie mija, zebym zauwazyla piekno, ktore Ty stworzyles; zebym dostrzegla potrzeby moich dzieci; zebym przede wszystkim przypomniala sobie o Tobie i wreszcie Cie odwiedzila. Przyjales mnie cieplo, na tyle cieplo, ze nie chcialam od Ciebie odchodzic. Myslalam, ze czekasz wlasnie na mnie, ze mi wszystko wybaczasz, ze mnie bardzo kochasz, ze juz nigdy nie bede sie czula tak przejmujaco samotna. Uwierzylam w "Twoj"  list przeczytany przypadkiem na czyims blogu.
" Jak się czujesz? Musiałem do Ciebie napisać ten list, aby Ci powiedzieć jak bardzo troszczę sie o Ciebie. Widziałem Cię wczoraj, jak rozmawiałeś ze swymi przyjaciółmi. Czekałem na Ciebie cały dzień mając nadzieję, ze porozmawiasz ze mną. Dałem Ci zachód Słońca, abyś zakończył Twój dzień i chłodny powiew wiatru, abyś mógł odpocząć i czekałem... Nie przyszedłeś. To mnie zraniło, ale nadal Cię kocham, ponieważ jestem Twoim przyjacielem. Widziałem Cię śpiącego zeszłej nocy i chcąc dotknąć Twoich oczu, rozlałem światło księżyca na Twoją twarz, czekając na to, byś po przebudzeniu porozmawiał ze mną. Przygotowałem dla Ciebie tak wiele prezentów. Ty jednak obudziwszy sie, nie przemówiłeś do mnie ani słowem i ufny jedynie w swoje siły rozpocząłeś swój dzień. A ja w błękicie nieba, zieleni traw, w koronach kwiatów, strumieniach górskich, kroplach deszczu słałem do Ciebie wyznanie KOCHAM CIĘ ! Ubrałem Cię w cieple promienie słońca i nasyciłem powietrzem z zapachami natury. Moja Miłość do Ciebie jest głębsza niż ocean i większa od najgłębszej potrzeby Twego serca.
Proszę, porozmawiaj ze mną. Proszę Cię, nie zapominaj o mnie. Chciałbym podzielić sie z Tobą tyloma sprawami. Nie będę Ci więcej przeszkadzał. To jest Twoja decyzja.
Wybrałem Ciebie i ciągle czekam, ponieważ jestem Twoim przyjacielem. Kocham Cię. Jezus."/ "Dziurawy kajak"-Jan Grzegorczyk/.
Uwierzylam Ci, przyszlam i wlasciwie przychodze do Ciebie codziennie, moze nie tak jak bys sobie zyczyl ale nie zapominam o Tobie. A Ty Boze wywinales mi taki sam numer jak moj biologiczny ojciec.
Zylam sobie 24 lata bez jego obecnosci obok, nie myslalam prawie o nim, nie byl nawet najdrobniejsza czasteczka powietrza, ktorym oddychalam przez te wszystkie lata bez niego. Wystarczyl jeden krotki list do mojej matki czy jeszcze sie ucze i czy nadal musi placic na mnie smiesznie niskie alimenty, zebym zapragnela go spotkac. Napisalam do niego czy nie interesuje go jak wygladam, co robie i kim jestem tylko po tylu latach kompletnego milczenia pyta w liscie naskrobanym na kartce krzywo wyrwanej z zeszytu o marne pieniadze. Podalam mu nazwe akademika, w ktorym mieszkalam. Wlasnie zaczela sie zimowa sesja, siedzialam w pokoju oblozona ksiazkami, tasmą leniwie przewijal sie ze szpuli na szpule Leonard Cohen, na poprawe humoru obzeralam sie okrutnie ciagnacymi krowkami.
- Kaśka, telefon do ciebie - uslyszalam krzyk na korytarzu, po chwili rozlegl sie pod moim pokojem z rownoczesnym waleniem w drzwi -Kaśka ojciec dzwoni!
Pobieglam do telefonu
- Czesc tato, co sie stalo, ze dzwonisz. Mow szybko bo jutro mam egzamin i caly czas wkuwam. - wypaplalam prawie nie biorac oddechu.
- Katarzyna tu OJCIEC
- Wiem -ledwie wystekalam - ale myslalam, ze to moj prawdziwy ojciec.
- W takim wypadku dzwoni ten nieprawdziwy, coreczko - powiedzial z wyczuwalnym usmiechem.
Umowilismy sie w hotelu Forum, wowczas najbardziej ekskluzywnym miejscu spotkan. Szlam i zastanawialam sie w jaki sposob rozpoznamy siebie wsrod tlumu gosci. Nigdy nie widzielismy sie nawet na zdjeciach, ojciec wiedzial tylko, ze mam dlugie, krecone, rude wlosy a ja, ze jest wysokim, szpakowatym facetem. Zdalismy sie na intuicje a ona zadzialala jak magnez. Nie wiem jak stanelismy przed soba.
- Mamo - pomyslalam - nic dziwnego, ze stracilas dla niego glowe. Moj ojciec wygladal jak marzenie, wysoki, przystojny, ciemne, falujace wlosy lekko przypruszone srebrem na skroniach zaczesane do gory, szalenie elegancki w dziwnie niedbaly, naturalny sposob. W rece trzymal ogromny bukiet kwiatow, ktory mi dal troche nieporadnie calujac mnie w policzek. Poszlismy do restauracji, delikatnie przytrzymal mnie za lokiec przepuszczajac w drzwiach przed soba, pomogl usiasc na krzesle, poprosil kelnera o wazon na kwiaty, cierpliwie czekal az przejrzalam wnikliwie menu. Lekko sie zdziwil, ze jestem jaroszem. Rozmawialismy ponad cztery godziny, zadalam mnostwo niebezpiecznych pytan, na kazde odpowiadal patrzac mi prosto w oczy. Wyszlismy zakochani w sobie i nie moglismy sie rozstac. Ojciec przepuscil dwa podmiejskie pociagi,  pojechal ostatnim a ja stalam na peronie i machalam az zniknely swiatla pociagu. Przez pol roku jezdzilam w jeden weekend do moich rodzicow, w drugi do ojca. Byl wymarzonym ojcem, rozumial mnie bez zbednego tlumaczenia,  smialismy sie z tych samych dowcipow, fascynowaly nas te same ksiazki i filmy. Widzialam, ze byl bardzo dummy ze mnie, z tego co studiuje, jak sie wyslawiam, zachowuje a przede wszystkim jak wygladam. Do tej pory bylam przekonana, ze jestem calkowicie podobna do mamy ale ojciec mial racje mowiac, ze nie moglby sie mnie wyprzec. Zaraz potem dodawal, ze oczywiscie nie ma takiego zamiaru. W maju poznalam Andrzeja, mojego przyszlego, pierwszego meza, w lipcu poznal go ojciec, w sierpniu przywiezlismy zaproszenie na nasz slub. 
W Palacu Slubow na Starowce, wsrod tlumu gosci wypatrywalam bezskutecznie ojca. Oprocz mnie jeszcze moi rodzice z napieciem oczekiwali jego pojawienia sie na slubie. Wieczorem po obiedzie kiedy moj maz z zapalem wnosil mnie na drugie pietro kamienicy, w ktorej wynajmowalismy kawalerke, zaczepila nas sasiadka.
- Spozniony telegram na pewno z okazji slubu.
- Pewnie od mojego ukochanego ojca - wykrzyknelam a widzac zdziwiona mine sasiadki,  ktora znala mojego tate dodalam - drugiego ojca
- Jedni maja malo a moja zona zawsze dostaje od zycia wiecej, niech pani spojrzy na mnie - wysapal Andrzej przeciskajac sie ze mna przez drzwi. W mieszkaniu rzucil mnie na lozko a sam poszedl po szampana do kuchni. Kiedy wracal w plasach do pokoju spojrzalam na niego szeroko otwartymi, nieruchomymi oczami.
- Co sie stalo,  malenka ? - zapytal
Bez slow podalam mu telegram.                                                                                                                                                     
Kasienko stop 1 wrzesnia umarl twoj ojciec stop 4 wrzesnia o 15.00 odbedzie  sie pogrzeb na cmentarzu na Ogrodowej w rodzinnym grobowcu stop czekamy stop Teresa
- O tej samej godzinie co my bralismy slub chowano mojego ojca. Dlaczego o niczym nie wiedzialam? - popatrzylam na Andrzeja zalzawionymi oczami.
- Kochanie, bardzo dobrze ze nie wiedzialas. Co bys zrobila?
- Nie wiem, nie wiem, nie wiem co bym zrobila - powtarzalam w kolko - czekalam na niego, mialam nadzieje, ze sie zjawi a jego juz nie bylo.
Tak oto moj ukochany, odnaleziony ojciec umarl sobie niespodziewanie na zator i odszedl w siną dal.
Tak samo Ty Boze wtedy gdy zaczelam Cie kochac, gdy wreszcie upewnilam sie, ze jestem Twoim dzieckiem nagle zniknales. Myslalam, ze zaraz wrocisz, troche bylo mi przykro bo juz sie do Ciebie zdazylam przyzwyczaic. Pozniej poczulam sie oszukana i sie okropnie wscieklam.
Przepraszam za wszystkie zle mysli i slowa, ktore wypowiedzialam do Ciebie i przeciwko Tobie. Przepraszam za wszystkie zaniedbania, za zbyt mala wiare, za zbyt duze oczekiwania, za moj brak radosci, za to ze za malo Ci dziekuje a za duzo wymagam. Prosze pomoz mi znosic moje zycie bo naprawde nie mam juz sily gdy moje cialo i moja bezsilnosc dominuje caly dzien. Nie umiem wtedy nie narzekac i nie wsciekac sie na moja niepelnosprawnosc. Kochalam wolnosc a teraz jestem jak dzem zamkniety w sloiku i nie czuje zadnej wolnosci, nawet duchowej. Trudno Panie zachowac pogode ducha kiedy walcze ciagle z moim cialem.  Jak moge rozwijac sie duchowo kiedy moj dzien calkowicie zdominowala fizjologia. Nawet zrobienie kupy stanowi problem dla mnie i dla mojego otoczenia. Byl i taki dzien, kiedy na kiblu siedzialam osiem godzin. Myslalam, ze mi tylek peknie. Pani Kasia zostawila mnie na ubikacji, bo Janek mial wrocic za niespelna godzine, spoznil sie bagatela siedem godzin. Niestety nie udaje mi sie zmusic organizm, zeby sie wyproznial tylko wtedy gdy sa domownicy. A jak mam sie modlic kiedy przez pare godzin walcze o to, zebym nie zrobila pod siebie. Wole jednak te problemy niz niekontrolowane, bezwiedne wyproznianie sie. Ale czy za to musze Ci dziekowac Nie rozumiem Ciebie Boze jaki masz cel,  zeby tak cholernie nas doswiadczac.
Teraz tez piszac spowiedz nie moglam utrzymac glowy zeby wcelowac w literke. Wiem, ze Ty wszystko wiesz i nie potrzebujesz, zebym do Ciebie pisala. Ale ja bardzo potrzebowalam czuc za co ksiadz bedzie mi udzielal rozgrzeszenia. Tak bardzo bolala mnie szyja, probowalam utrzymac prosto glowe i nie dawalam rady. Glowa caly czas opadala, podnosilam ją z wysilkiem, wstrzymywalam oddech, zeby nie drgnac, z wytrzeszczonymi oczami trafialam w litere i wreszcie pozwalam opasc glowie. Spojrzalam na zegarek, ostatnie zdanie pisalam pol godziny. Rozplakalam sie ze zmeczenia i bezsilnosci, nawet nie ze zlosci. Jezeli w ten sposob trenujesz moja cierpliwosc, to gratuluje Ci Panie. Az strach pomyslec jak bym sie zachowywala, gdybym miala problemy tej miary kiedy bylam zdrowa. Tsunami przy mnie bylo niewinna burza.
Zdrowi ludzie, kiedy maja czegos dosyc zawsze moga trzasnac drzwiami i na przyklad wyjsc na spacer, moga odreagowac dzwoniac do przyjaciela, robiac sobie jedzenie na jakie akurat maja ochote, moga wypic dobrego drinka, poczytac ksiazke czy wziac goraca kapiel. Te proste czynnosci daja poczucie wolnosci, a zadnej z nich nie moge samodzielnie wykonac. Nawet nie moge powiedziec tego co mysle i czuje. Sama slysze jak bardzo niewyraznie mowie, jezeli mnie to denerwuje, to jak musi draznic innych. Chociaz czasem patrzac troche z boku mysle, ze przez niemozliwosc wyrzucenia z siebie gwaltownych slow na ktore nie raz mialam ochote uniknelam niepotrzebnych scysji.
Naprawde jestem bardzo wdzieczna kazdemu kto mi pomaga, dziekuje za kazdy usmiech i i zyczliwe slowo. Zdaje sobie sprawe, ze pomoc osobie niepelnosprawnej nie nalezy do latwej, lekkiej i przyjemnej. Czasem jednak przez brak zyczliwosci, zniecierpliwienie, wrogie spojrzenie czuje sie nikim, jestem kompletnie pozbawiona godnosci, jakiejkolwiek wartosci, tak jakbym budzila u innych wstret i obrzydzenie.
Ale sa dni kiedy odbijam sie od dna beznadziei i szybuje w przestrzeni marzen namalowanych Twoja reka Boze. Wtedy wszystko wydaje sie mozliwe, mam wielkie plany zalozenia osrodka pomocy dla osob przewlekle chorych oraz mniejsze, przytulenia mojej nowonarodzonej wnusi, spacer po plazy o wschodzie slonca, kapiel w wannie pelnej piany, wypicie bez krztuszenia sie goracego, aromatycznego kakao.
Ksiadz przyszedl wczesniej przed opiekunka. Drzwi do mieszkania jak zwykle byly otwarte, wszedl bez pukania, zajrzal do mojego pokoju bo jest najblizej drzwi wejsciowych i stanal nad moim lozkiem.
- Pani Kasiu, slyszy mnie pani ? - zawiesil glos jakby czekal na odpowiedz - Jestem ksiedzem, chyba ojciec pani byl u mnie, prosil, zebym przychodzil tutaj - nadal mowil do moich plecow a ja probowalam dac jakies oznaki zycia. Wiedzialam, ze mnie nie zrozumie ale chcialam, zeby zaczekal na pania Kasie. Dziwnymi dzwiekami, ktore wydobywalam z siebie lezac na boku twarza do sciany probowalam zachecic ksiedza do zostania.
- Pani Kasiu, co mam zrobic - w jego glosie brzmiala bezradnosc - moze przyjde za miesiac. Nie ma nikogo, tata pani powiedzial, ze bedzie opiekunka.
- Zaraz bedzie - wymamrotalam - Kasienko prosze przychodz szybko - telepatycznie w myslach wolalam. Zadzwonil domofon.
- Odbiore - powiedzial. Zaszelescila sutanna - kto tam ? - zapytal. Uslyszalam na schodach kroki pani Kasi, po chwili otworzyla drzwi.
- Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus
- Na wieki wiekow - odpowiedziala troche przestraszonym i rownoczesnie zdziwionym glosem.
- Pani jest opiekunka chorej?
- Tak
- Wszedlem do klatki, bo akurat ktos wychodzil, drzwi do mieszkania byly otwarte - tlumaczyl, kiedy pani Kasia zdejmowala buty i kurtke.
- Zaraz posadze chora. Kasienko - zwrocila sie do mnie - moge Cie posadzic?
Gdy juz siedzialam na lozku wskazalam wydrukowana kartke, na ktorej napisalam moja spowiedz. Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni.
- No to mnie pani zaskoczyla - powiedzial powoli - tego sie nie spodziewalem - dodal czytajac. Pozniej udzielil mi rozgrzeszenia i przyjelam komunie. Kiedy ksiadz wyszedl popatrzylysmy na siebie i wybuchnelysmy smiechem.
- Niezle bylas zaskoczona, widzialam to w twoich oczach.
- Jak uslyszalam  obcy glos w domofonie to mnie zmrozilo, a kiedy zobaczylam ksiedza omal nie zemdlalam.
- Przeciez wiedzialas, ze przyjdzie.
- Ale zapomnialam. Pierwsza mysl,. . .  no z czym kojarzy ci sie ksiadz w domu chorego ?
- Mnie z ostatnia posluga. 
- Nie chcialam tego glosno powiedziec ale mnie tez.
- No ladnie, juz mnie usmiercilas - wykrzyknelam zanoszac sie smiechem.
Caly dzien mialysmy doskonaly humor. Pani Kasia wychodzac do domu obawiala sie, ze wybuchnie smiechem w autobusie. Doradzilam jej, aby wtedy pomyslala, ze to prawda. Ofuknela mnie za moj czarny humor i wyszla.