Zarażenie chorego w szpitalu

Zaczęty przez Martyna, 18 Czerwiec 2013, 11:01:18

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Martyna

Witam serdecznie, jest to moja pierwsza wiadomość mimo że śledzę Was już od roku. Do tej pory nie musiałam o nic pytać bo wszystkie odpowiedzi udawało mi się znaleźć w poprzednich tematach. Proszę o jakąkolwiek radę.
Sytuacją wygląda następująco:
Mamie dokładnie rok temu zdiagnozowano SLA, zaczęło się od uszkodzenia dolnego neuronu ruchowego, w ostatnich miesiącach niestety choroba szybko zaatakowała górny. Mama nie godziła się na respirator, ani na PEGa, do czasu aż rozpoczęły się poważne problemy z oddychaniem. Pogotowie zabrało ją do szpitala, trafiła na intensywną terapię. Zgodziła się na wszystko - podjęła świadomie decyzję, że chce się jeszcze ratować. Dość sprawnie zrobiono jej zabieg, podłączono respirator i PEGa. Szpital sam szukał respiratora dla mamy, który moglibyśmy zabrać do domu. Trwało to ok 4 tygodni. W zeszłą środę mama została przełączona na nowy respirator, miała zostać na obserwacji i w poniedziałek miała zostać odwieziona do domu. Wszystko było ok, niestety w piątek pojawiła się gorączka 38,5 ból całego ciała, silny ból głowy, światłowstręt, płaczliwość i ogólne zmęczenie. Mama nie mogła utrzymać normalnie powiek, leżała z zamkniętymi oczami. Pobrano próbki badań, wyniki miały być w niedzielę. W sobotę jeden z lekarzy poinformował mnie, że wykryto u mamy bardzo groźną bakterię, nie wiedzieli jeszcze jaką. Dowiedziałam się tylko że jest to pałeczka. Poinformowano mnie o tym, dlatego abym to ja przekazała mamie informację, że zostanie przeniesiona izolatkę. Znowu miała gorączkę ok 38, dreszcze i wypieki na twarzy. W niedzielę zrobiono jej prześwietlenie płuc (o czym wiem od mamy) - gorączka nadal ok 38. Lekarz zbagatelizował sprawę i powiedział, że nie ma powodu do obaw. Wczoraj dowiedziałam się od pielęgniarki, że przyszły wyniki i podano już mamie antybiotyk. Lekarz, który załatwiał wszystkie sprawy związane z mamą i podjął wcześniej decyzję o jej poniedziałkowym wyjściu, nie zaczekał nawet aż wyjdę z odwiedzin mimo, że pielęgniarka informowała go że chcę z nim porozmawiać.  Udało mi się złapać innego lekarza. Na moje pytanie czy wiadomo już jaka to bakteria, zapytał szyderczo czy jestem mikrobiologiem. Powiedział tylko że najgroźniejszą bakterię mama ma we krwi, ale nie mamy się martwić na zapas. Żadnych sensownych informacji, oprócz pogadanki o tym, że każdy człowiek jest nosicielem bakterii. Dzisiaj będziemy próbowali złapać ordynatora, który wiecznie jest nieosiągalny. Jestem przerażona, zwłaszcza, że mama jest już bardzo słabiutka. Mam wrażenie, że nie informują nas celowo bo się po prostu boją, że jest to ich wina. Proszę was o jakiekolwiek informacje na temat tego typu. Może ktoś z was zna podobne przypadki. Czym może to grozić? czy da się to leczyć w domu, czy mama znowu zostanie długi czas w szpitalu? będę wdzięczna za jakiekolwiek podpowiedzi. Pozdrawiam.  

melassa

#1
Droga Martyno,
miałam podobną sytuację z tatą - 3 lata temu leżał na OIOm'ie gdzie ratowali mu życie i zrobili tracheostomię. Oprócz respiratora wyszedł na oddział neurologii z sepsą. U nas też robili z tego wielką tajemnicę, nikt nas nie poinformował od razu a przecież bardzo łatwo mogłam się zarazić przy czynnościach pielęgnacyjnych. Pielęgniarki wygadały się bo zwyczajnie się bały i wtedy lekarze już musieli tą informacje potwierdzić. W każdym razie przez miesiąc ojciec bardzo cierpiał, miał 2 momenty krytyczne, źle dobrane leki przedłużały to wszystko. Jakimś cudem z tego wyszedł.Chyba tylko dlatego że zawsze miał silny organizm.
Oiom to jet siedlisko najgorszych bakterii, pamiętaj, Ty też musisz uważać, przy kontaktach z wydzielinami zakładaj rękawiczki, muszą ci na oddziale udostepnić, jesli nie chcą to niech same te czynności przy mamie wykonają.Naciskaj na lekarzy, nie daj się zbyć. Musisz wierzyć, że mama z tego wyjdzie.
Pozdrawiam.

Martyna

Dziękuję melasso za odpowiedź.
Dobrze, że mnie ostrzegasz, bo w szpitalu w czasie odwiedzin wszystko starałam się robić przy mamie sama (odsysanie, karmienie pegiem - aby się nauczyć, i pomagałam pielęgniarką przy zmianie pampersów). W momencie kiedy przeniesiono mamę na izolatkę, chciałam jej z ojcem zmienić pampersa bo rzadko w ogóle ktokolwiek do mamy tam teraz zagląda. A cewnik jej zdemontowali, bo strasznie ją "tam" bolało. Założyliśmy do tego rękawiczki - są dostępne. Byliśmy w specjalnych fartuchach - pielęgniarka akurat przyszła i strasznie nas skrzyczała za to, kazała nam przestać i nas wyprosiła.
Wczoraj udało nam się porozmawiać z ordynatorem. Stała śpiewka o tym, że to normalne w szpitalu i nie jest to jakieś straszne zakażenie. Mama ma 2 bakterie, jedną z nich jest pałeczka okrężnicy, ale odmiana dość odporna na antybiotyki. Kazali się cieszyć, że mama nie ma gorączki i nic jej nie boli.
Zrobiłam sobie zdjęcie leków jakie jej podają. Między innymi Paracetamol - 1g x 3 - nie dziwię się że nie ma gorączki. Tramal 4 x dziennie - i tak ma bóle. Podają jej antybiotyk o nazwie Meronem. Nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać na rozwój sytuacji, ale martwię się cały czas. Znam dobrze moją mamę i widzę, że coś jest nie tak. Jej skóra przybrała taki delikatnie ziemisty odcień i ma wypieki na policzkach. Skarżyła się wczoraj na ból gradła. Na przemian jej gorąco i ma dreszcze. Strasznie mnie to wkurza, że szpitale i personel nie jest w ogóle przystosowany do leczenia osób cierpiących na SLA. Traktują mamę jak sparaliżowaną, ciągle im muszę tłumaczyć, że mama oprócz bezwładu całego ciała wszystko czuje i jak zawinie się jej palec kiedy coś przy niej robią to biedna przechodzi męki i nic z tym nie może zrobić. Oczywiście niektóre panie pielęgniarki są kochane dla mamy, ale jest ich zdecydowanie za mało.

Słońce

Martyna niech lekarz Ci poda jaka bakteria wyszla u mamy albo niech wynik załaczą do wypisu!! Jak maz byl na OIOMie to zarazili go escherichia coli, tez walczyli dlugo bo byla gorączka i mixowali antybiotyki bo  nie mogli jej zbic, gdyby nie to ze siedzialam tam calymi dniami to by sprawa nie wyszla bo nic w wypisie nie ma o tym. Wydalo sie jak pielegniarka dostrzykiwala antybiotyk do kroplówki i na moje pytanie co to powiedziala ze antybiotyk, zapytalam na co i powiedziala ze cos wyszlo w posiewie, jak zapytalam co wyszlo to powiedziala ze nie wie zeby isc do lekarza.Dlatego jak kolejny raz bylismy w szpitalu na wymiane PEGa to nie zgodzilam sie zeby meza przepinali na respirator szpitalny z naszego.
Pzdr Słońce

Martyna

Słońce, wyszło u mamy dokładnie to samo co u Twojego męża escherichia coli + jeszcze inna (lekarka twierdzi, że ta druga jest niegroźna i łatwa do zwalczenia bakteria).
Powiedzieli, że do wypisu załączą wszystkie wyniki - na pewno się o nie upomnę.
Robię sobie co dziennie fotki tego co jej podają z ich zapisek, które są przy mamy łóżku.
Na razie ma jeden antybiotyk Meronem.
Wczoraj wyglądała trochę lepiej, tylko skarżyła się na ból pęcherza (mimo, że nie ma cewnika). Nie ma już gorączki, ale dostaje cały czas leki na zbicie temperatury. Ciekawe czy po odstawieniu antybiotyków infekcja nie wróci.



Słońce

Zobacz czy podawane wszystkie leki w skutkach ubocznych nie mają czegoś zwiazanego z pęcherzem i nerkami, albo czy nie są w konflikcie z Meronem.Mąz jak miał Klabax to doszlo do zatrzymania moczu a potem krwiomoczu-ustapilo po odstawieniu leku.
Pzdr Słońce

Martyna


Martyna

Mamę wczoraj przywieźli do domu. W wypisie jest informacja, że przeszła sepsę w szpitalu. Miała w oskrzelach E.Coli, Klebsiella oxytoca i Klebsiella pneumoniae we krwi.
Trochę się tym martwię, bo minęło dopiero kilka dni od odstawienia antybiotyku, a ona wciąż ma podwyższoną temperaturę - powyżej 37, dreszcze, bóle stawów i plamy na ciele. Nie ufam lekarzowi, który tak tą sprawę bagatelizował. Po co jej takie dodatkowe cierpienia  :-\
Mam nadzieję, że w domu wydobrzeje. 

melassa

Martynko, w domu to zawsze w domu, a mama na pewno szybciej dojdzie do siebie niż w szpitalu. Sepsa to potężne zakażenie i lekarze nas ostrzegali, że potrzeba około roku żeby organizm w miarę doszedł do siebie i w sumie tak  było. Przez ładnych kilka miesięcy walczyliśmy o to żeby podnieść potas,żelazo i białko chociaż do poziomu normy laboratoryjnej i całe szczęście udało się :) Zróbcie podstawowe badania krwi,żeby ocenić kondycję mamy.

Martyna

Dziękuję melassa za wskazówki :) ściągniemy lekarza rodzinnego do mamy w przyszłym tygodniu i poproszę o skierowania na badania. Dobrze, że piszesz że potrzeba roku aby organizm doszedł do siebie - nikt z lekarzy w szpitalu o niczym nie informował.
Miłego dnia, pozdrowienia  :)

Słońce

Napewno na wypisie masz ostatnie badania, wyniki morfologii i powinny byc zalecenia jesli wyszlo nie tak. Mam nadzieje ze robili kontrolnie plwocine na coli i klebsielle a nie puyscili na zasadzie byl antybiotyk i powinno byc OK.
Pzdr Słońce

Martyna

Dzięki dziewczyny za rady, z mamą jest już wszystko okej. Gorzej ze mną, miałam delikatne oparzenie od żelazka, a jeżdżąc do mamy na izolatkę zaraziłam się paciorkowcem w szpitalu właśnie w tym miejscu :( Wydawało mi się że jestem bardzo ostrożna, a jednak. Teraz jestem chodzącą zarazą ;) i mam zakaz zbliżania się do mamy na kilka dni. Uważajcie wszyscy w szpitalach i jak macie jakiekolwiek ranki to chrońcie je dokładnie! pozdrowienia

melassa

Oj to przykro, ale niestety w szpitalach tak jest, trzymaj się dziewczyno :)