Nie mogę się pogodzić z chorobą mamy

Zaczęty przez AnkaJ, 10 Maj 2007, 19:54:46

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

AnkaJ

Celowo nie nadałam tematu....nie wiem sama co mogłabym w nim napisac....czuje za to potrzebe napisania kilku zdań.Dawno mnie tu nie bylo...co nie znaczy , ze zapomnialam ...przeciwnie , czasem boje sie tu zaglądać ...zawsze płacze jak czytam te strony. Ciągle nie moge sie pogodzic z chorobą mojej mamy...ciąle nie umiem o tym rozmawiac...a to co piszecie jest tak rzeczywiste ze aż mnie boli...to , że powinnam z mamą rozmawiac na ten temat , to ze nie powinnam ciagle udawac ze nic sie nie dzieje ze mnie to nie dotyczy...ze u nasbedzie inaczej.czuję zal do siebie  ze na bieżaco nie jestem z wami , ze nie potrafie sie dzielic tym co u nas i u was ...a przecież razem jest łątwiej ...mam nadzieje ze uda mi sie zebrac w sobie i znów tu być ...Wszystkich serdecznie pozdrawiam . Tym których ukochani odeszli przesyłam moc ciepła by tą pustke choć troszke uzupełnic , walczącym z tą bestią wspieram myślami opiekunom życzę sił ................chyba troche tym wszystkim zmęczona Anka....pozdrawiam

iwona

Aniu i Małgosiu,trzymajcie się, wiem co teraz przechodzicie, ale musicie być silne, będziecie mieć jeszcze wiele chwil zwatpienia, bezradnosci, ale dacie rade i w każdej chwili słabości mozecie zaglądnąć tu na forum i napewno zawsze ktos Was wesprze dobrą radą, a to naprawde bardzo dużo, ja niestety w czasie choroby mojej mamy nie znałam tego forum i strasznie żałuję, bo myślę , że byłoby mi dużo łatwiej przejść z nią przez to wszystko.
Pozdrawiam Iwona

ma_gosia

Aniu, Małgosiu witam Was serdecznie,

Myślę sobie, że to forum ma pomóc chorym i ich opiekunom wytrwać w ciężkich chwilach.
Mnie rzeczywiście bardzo pomogło i jestem za nie Pawłowi dozgonnie wdzięczna.

Długo się nie odzywałam na forum. Miałam ciężkie chwile. Wielokrotnie coś pisałam a w końcu kasowałam cały tekst, wydawało mi się bowiem, że gdy jestem "w dołku" to nie powinnam pisać. No bo o czym? Że jest mi chwilami bardzo ciężko, że jestem chwilami bardzo zmęczona, że sytuacja mnie przerasta?

Po przeczytaniu Waszych postów doszłam jednak do wniosku, że o tym też należy pisać, bo takie właśnie jest nasze życie. Przeplatają się w nim momenty pełne energii z chwilami zwątpienia. Jednak świadomość, że są ludzie, którzy dokładnie rozumieją co czuję, którzy też mają podobne problemy i dają sobie w końcu jakoś z tym radę jest bardzo budująca. W jakimś sensie stanowimy "wspólnotę dusz".
W dużej mierze to forum właśnie daje nam siłę. Trzymajmy się, nie dajmy się.

Pozdrawiam Was i Waszych bliskich niezwykle serdecznie.
Wszystkim życzę jak najwięcej radosnych i pogodnych dni
Małgosia

włodek

Podobnie jak ja mam chorą mamę i jest mi z tym ciężko , a wczoraj przeżyłem jeszcze jedna sprawę .Ponieważ mama mieszka w bloku 10 piętrowym i brak jest zjazdu z parteru na zewnątrz .rozmawiałem z szefem wspólnoty czy nie możnaby było zrobić prosty zjazd z desek .Widziałem takie zjazdy w innych blokach w Warszawie . Wczoraj dowiedziałem się od szefa wspólnoty,że na zebraniu był sprzeciw. Kochani sąsiedzi nie mają 2zł na podeścik .Ja zrobię to sam za własne pięniądze dla 40 osób .Jest to blok emertytów wojska polskiego z PRL-u .Takich mamy ludzi w Polsce

Bożenka_

Witam Włodku.
Zwróc się do dzielnicowego MOPSu o likwidację barier architektonicznych.Zrobisz to oficjalnie i za pieniądze PFRONu.Dlaczego masz to sam finansować ? W MOPSie otrzymasz odpowiedni wniosek .
Pozdrawiam Bożenka_

AnkaJ

Bardzo Wam wszystkim , dziekuje za miłe słowa i wsparcie , ...dobrze że jesteście ;)...dziekuję..

iwona

Trzymaj , się Małgosiu,  pozdrawiam Cię gorąco, wiem doskonale co teraz czujesz, ja w takich momentach czułam ogromną bezradność, że nie mogę pomóc mamie i ogromny strach, to jest cos okropnego.
Ale musisz być silna do końca, człowiek jest wiele w stanie znieść.

ryba71

znalazłam ten wątek szukając miejsca, gdzie mogłabym się wypłakać :'(

nie chce mi się wierzyć, że można żyć z tą chorobą wiele lat....kiedy patrzę na to, co dzieje się z moim ojcem, mam wrażenie że dopadło go jakieś domino - i nie można tego powstrzymać. TO nabiera takiego rozpędu, jak śnieżna kula.....zabiera ze sobą całą radość jaką miała nasza rodzina.
Podobno przy odpowiednim leczeniu i rehabilitacji......ale oczywiście przebieg choroby jest indywidualny  :(- my trafiliśmy chyba na ten najgorszy scenariusz. Diagnoza padła 3 miesiące temu, a tata już ma problemy z przełykaniem, krztusi się, najgorsze z chodzeniem -w przeciągu tygodnia już dwa razy upadł, dzisiaj tak fatalnie, że uderzył głową o framugę drzwi. Tak potwornie krwawił, że spanikowaliśmy - ogromna rana, szpital, 6 szwów, głowa spuchnięta jak balon, ale pęknięcia czaszki nie było. Mamy obserwować.
Zastanawiam się nad balkonikiem - to już chyba konieczność.
Czuję się okropnie - bezsilność sprawia mi wręcz fizyczny ból.

A co przed nami?