Moje opiekunki z agencji

Zaczęty przez kajka, 01 Czerwiec 2008, 16:17:29

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

kajka

poniewaz nikt nie napisal, zebym wiecej nie wyslala fragmentow ksiazki, ktora pisze dlatego pozwalam sobie podzielic sie z wami moimi problemami z codziennoscia osoby calkowicie uzaleznionej od pomocy innych osob.
Kajka

Wrocilam z sanatorium do domu, moja corcia zmusila chlopakow do zrobienia porzadku, tak wiec domek lsnil i pachnial caly. Bylam tak naladowana pozytywna energia, ze poranna wiadomosc, ktora gruchnela nastepnego dnia nawet nie zrobila na mnie wrazenia. O dziesiatej rano zamiast domofonu zadzwonil telefon, dzwonil dlugo i namolnie az wreszcie uslyszalam ciezkie czlapanie.
- Halo - warknal moj syn zaspanym glosem.
Kiedy odlozyl sluchawke - Mamo - powiedzial do mnie grobowym glosem - dzwonili z opieki spolecznej, zapomnieli, ze juz wracasz z sanatorium a twoja opiekunka wyladowala w szpitalu, no i na razie nie maja nikogo, zadzwonia jak znajda kogos, ide jeszcze spac, posadze cie za godzine - wyrecytowal monotonnym glosem prawie nie biorac oddechu i poczlapal z powrotem do swojego pokoju .
Zostalam sama lezac na zdretwialym boku i zastanawialam sie jak sobie poradze. Jeszcze wczoraj zylam w ekskluzywnym hotelu a dzisiaj zamieszkalam na opuszczonej ulicy. Moja ukochana opiekunka Maria, ktora przez pol roku codziennie juz od drzwi witala mnie promiennym usmiechem i sprawiala, ze pomimo niepelnosprawnosci nadal czulam sie kobieta nie bedzie do mnie przychodzic. Bylysmy rozesmiane jak nastolatki, uwielbiala sluchac moich opowiesci z przeszlosci zwlaszcza o podrozach i facetach . Nie przeszkadzalo nam, ze mowilam niewyraznie, nadrabialam mimika, dobrze ze nie moglam gestykulowac bo znajac moj temperament zamachalabym sie chyba na smierc. Wczesniej przez dwa lata opiekowal sie mna moj przyjaciel, tylko dlatego, ze jest gejem dawalismy sobie rade nawet z intymnymi detalami. Co prawda kiedy zaczynal sie mna opiekowac jeszcze moglam samodzielnie podciagnac majtki czy umyc pupe. Kazdy kolejny dzien zabieral mi miesnie paralizujac stopniowo zdolnosc coraz slabszego nawet ruchu. Bylismy jak tandem, Wiktor z wyrazu mojej twarzy wiedzial jaka mialam noc, z drobnego gestu odczytywal moje potrzeby, zaczynalam zdanie a on mogl je dokonczyc. Byl moim mlodszym bratem, z ktorym czasem ostro sie poklocilam po to chyba, zeby zaraz ze lzami w oczach sie godzic. Troche za bardzo podporzadkowal swoje zycie moim potrzebom, mysle, ze zaczal sie czuc wiezniem wlasnego, dobrego serca. Oboje od pewnego czasu przygotowywalismy sie do rozstania, Wiki, zeby mi powiedziec ja, zeby spokojnie te wiadomosc przyjac. Po nim przyszla Maria, zawsze usmiechnieta, szalenie dowcipna , i co najwazniejsze wreszcie mnie myly kobiece raczki.
- Jak pan sobie radzi z myciem pani Kasi - zapytala zaintrygowana urzedniczka z opieki spolecznej, ktora przeprowadzala z nami wywiad. Wiktor mrugnal do mnie i bardzo powaznie odpowiedzial.
- Wchodze z pania Kasia razem pod prysznic i sie kapiemy.
- Jak to - zapytala powaznie przerazona  .
- Oboje lubimy duzo piany - nadal zachowywal niezmacona powage, ja patrzac na urzedniczke, ktora oczami wyobrazni widziala nas baraszkujacych w pianie, nie wytrzymalam i parsknelam smiechem. Spojrzala zdezorientowana na nas rozbawionych, strzepnela niewidoczny pylek ze spodnicy.
- Widze, ze nie musze sie o was martwic -powiedziala nieco wynioslym tonem - swietnie sobie panstwo dajecie rade - fuknela, pozbierala wszystkie swoje papierzyska i szybko sie wyniosla.
Opracowalismy swoje metody mycia, ubierania, zeby nie gwalcic naszej intymnosci, a kiedy bylo to niemozliwe jak co miesiac, udawalismy przed soba, ze nic sie nie dzieje. Balam sie czy nowa opiekunka zrozumie mnie jak mowie, czy da rade przesadzic mnie z lozka na wozek, z wozka na kibelek i z powrotem. Wiktor co prawda przekazal wszystkie najwazniejsze uwagi, pokazal nasze sztuczki i spedzil z nami pare godzin. Nastepnego dnia rano dziarsko zabralysmy sie do roboty i okazalo sie, ze to z czym radzil sobie dobrze zbudowany mezczyzna nie moze poradzic drobna, niska kobietka. Uczylam sie z Maria nowych sposobow, nowych metod sadzania, mycia i kladzenia do lozka.
Myslalam o tym wszystkim zastanawiajac sie jak poradze sobie z tlumaczeniem od zera nowej osobie wszystkich czynnosci. Maria byla w szpitalu i nie mogla mi pomoc a moi synowie nie mieli zamiaru sie angazowac. Tydzien pozniej przyszla pierwsza "kandydatka" . Juz dzwiek domofonu wyjacy jak syrena alarmowa zwiastowal przybycie nalotu. Janek otworzyl drzwi, zadudnily kroki
- Gdzie jest chora ? - zagrzmiala.
- Tutaj - Janek wprowadzil ją do pokoju. Slyszalam jak stanela nade mna i ciezko sapala.
- Moge obejrzec mieszkanie - bardziej stwierdzila niz zapytala.
- Prosze - baknal Janek.
Znowu zadudnilo, slyszalam jak zaglada do pokoi, lazienki, na koncu weszla do kuchni. Coraz ciezej chodzila i glosniej sapala.
- Macie duze i ladne mieszkanie - stwierdzila - maz czeka na mnie w samochodzie. Przyjechalam, zeby zobaczyc chora i warunki pracy. Nie bede do was przychodzila bo mam za daleko i mi sie nie oplaca. I wyszla. Zadnego - do widzenia, przepraszam, pocaluj mnie w nos. Wyszla, zadudnila na schodach, trzasnela drzwiami, zadudnilo na chodniku i wreszcie ucichlo.
- Co to bylo - zawolal Janek - dobrze mamo, ze jej nie widzialas! Potwor.
Nastepna przyszla po dwoch dniach. Juz od progu glosem nie znoszacym sprzeciwu zaządala.
- Prosze zaprowadzic mnie do chorej.
- Juz jej nie lubie. - pomyslalam
- Prosze chora posadzic - rozkazala Jankowi - przeciez nie bede mowila do plecow. Nazywam sie Malgorzata <jakas tam >, jestem opiekunka z agencji Serce. Gdzie pan idzie - wrzasnela widzac wycofujacego sie po angielsku Jaska - chora nie mowi, jest lezaca - musi mi pan powiedziec co mam przy chorej robic.
- Zaraz przegryze jej gardlo - pomyslalam -mowie - powiedzialam glosno - i wstaje z lozka.
W ogole nie zwrocila na mnie uwagi, grzebala w ogromnej torbie, wyciagnela jakis dokument, machnela Jankowi przed nosem.
- To jest zaswiadczenie, ze ukonczylam kursy opieki nad niepelnosprawnymi. Co chora bedzie jadla na sniadanie? - spojrzala na Jaska.
- Nie wiem - odpowiedzial wyraznie zirytowany- niech pani zapyta mame.
Probowalam udowodnic, ze jest ze mna kontakt, ze wszystko slysze, rozumiem i ze wystarczy troche sie postarac a mozna mnie zrozumiec. Wbrew negatywnym emocjom usmiechnelam sie.
- Prosze kawe - dobitnie powiedzialam
- Chora cos powiedziala? - zwrocila sie do mojego syna.
- Tak, mama zawsze rano pije kawe - odparl.
Wreszcie popatrzyla na mnie, usmiechnela sie dobrotliwie i powiedziala glosno dzielac wyrazy na sylaby.
- Na-pi-je-my sie ka-wy? Ile ly-ze-czek slo-dzi-my? - wyskandowala.
- Ja pierdole - pomyslalam - dwie ly-ze-czki!  odpowiedzialam.
- Co ona powiedziala? - zapytala Janka. Nie zwrocila sie do mnie, nie powiedziala, zebym powtorzyla, ze mnie nie zrozumiala, ze moze z czasem uda sie nam porozumiec. Dla niej nie istnialam jako osoba myslaca, czujaca.
Nie wiem jak mnie traktowali ludzie, ktorzy w mojej obecnosci zachowywali sie jakby mnie wsrod nich nie bylo. Mowili o mnie w trzeciej osobie i patrzyli jak na przedmiot. Najgorzej, kiedy tak zachowywali sie lekarze swiadomi, ze SLA pozera cialo, umysl pozostawiajac w pelni sprawnym. Zdarzalo sie, ze przy mnie ale nie do mnie mowili - niestety nic nie mozemy zrobic, nie ma nadziei, dla medycyny akademickiej jest to choroba nieuleczalna, mozemy jedynie chorej przedluzac troche zycie. Szeptali tak na sali szpitalnej obok mojego lozka , a moj tata ze zrozumieniem kiwal glowa.
- Halo, ja tutaj jestem, slysze was, mowcie do mnie - wolalam w myslach - przeciez to dotyczy mnie. Milczalam jednak nie chcac im przerywac zabawy w konspiracje. Tata patrzyl pozniej na mnie jakbym juz nie zyla, bylo w jego spojrzeniu tyle litosci, ze az sie gotowalam.
Teraz rowniez nie wytrzymalam i korzystajac z tego, ze opiekunka mnie nie zrozumie wycharczalam do syna.
- Wywal ją, nie chce, zeby sie mna opiekowala.
- Mamo poczekaj, moze wszystko jeszcze sie ulozy.
- Co sie ma ulozyc! Blagam Cie synu, chociaz ty mnie sluchaj - wykrzyknelam.
Po poludniu zadzwonila niezadowolona urzedniczka z agencji przysylajacej opiekunki, oczywiscie niezadowolona ze mnie. Poinformowala nas, ze jutro bedzie nowa, mloda opiekunka i wyrazila nadzieje, ze nie bede wybredna. Faktycznie rano pojawila sie sympatyczna mloda osobka, studentka teologii, wypilysmy wspolnie poranna kawe i probowalysmy nawet sobie porozmawiac.  Wszystko bylo dobrze do momentu kiedy probowala mnie przesadzic z lozka na wozek, juz sama mysl ją paralizowala. Spokojnie, opanowanym glosem tlumaczylam co ma po kolei robic, ze zrozumieniem kiwala glowa. Moja noga dziwnie zjednoczyla sie z jej mozgiem  i nie baczac na moje zachety zestresowana nie chciala sie zgiac. Dziewczyna poplakala sie, pociagajac nosem wyznala, ze sobie nie poradzi i ze lepiej pojdzie. Zaczelam ją przekonywac, ze damy rade, ze musimy sie poznac i kazdego dnia bedzie lepiej. Siedziala na lozku, patrzyla na mnie przestraszonymi oczami a ja  juz wiedzialam , ze nam nie wyjdzie. Zadzwonila do nas trzeciego dnia wieczorem przepraszajac, ze wiecej nie przyjdzie. Minely kolejne dni zanim agencja przyslala nastepna kandydatke, moje dzieci byly coraz bardziej zniecierpliwione a ja przestraszona. Zawitala na miesiac pani pod tytulem "przepraszam, ze zyje" , nastepne trzydziesci dni dbala o mnie pani, ktorej widok pierwszego dnia lekko mnie zmrozil. Problemy z uzebieniem, wyczuwalny wokol zapach alkoholu i niewybredne slownictwo znikalo jednak wsrod cieplych slow i usmiechu, ktory przez caly dzien do mnie slala. Dom lsnil, pranie wyprasowane, obiad ugotowany dla mnie i dla moich dzieci. Traktowala mnie jak laleczke, codziennie szczotkowala mi wlosy zachwycajac sie ich gestoscia, podziwiala wykroj moich oczu, ksztal dloni, malowala mi paznokcie a z komody wyciagala coraz to nowe ciuchy, zebym slicznie wygladala. Pewnego dnia po prostu nie przyszla, pozniej okazalo sie, ze wpadla w ciag alkoholowy i oczywiscie wyleciala z agencji. W slad za nia wylecialam ja dowiadujac sie, ze nie ma juz dla mnie u nich zadnej opiekunki. Zmienilam agencje zrzucajac problem na nowa urzedniczke, ktora przeprowadzajac ze mna wywiad caly czas stekala i cmokala z dezaprobata. 1 kwietnia, w prima aprilis zupelnie powaznie przyszla do mnie emerytowana nauczycielka. Dzien wczesniej wpadla na chwile, zeby mnie zobaczyc i obejrzec warunki pracy.
- Jak ma na imie chora? - zapytala Agnieszke.
- Powariowaly z ta chora! Moze jestem przewrazliwiona ale nie znosze utozsamiania mnie z choroba - pomyslalam - jest tyle innych mozliwosci; jak ma na imie mama; jak pani ma na imie...
- Katarzyna - odpowiedziala corka.
- Pani Katarzyno - zwrocila sie do mnie.
- Postep - usmiechnelam sie w myslach - mowi do mnie .
- Bede pani opiekunka. Mam nadzieje, ze damy sobie rade. Musimy wspolpracowac. Rozumie mnie pani ? - zawiesila glos.
- Co mam nie rozumiec - burknelam w myslach zmeczona ciaglymi wyjasnieniami,  poddawana ustawicznej ocenie zupelnie obcych ludzi. Usmiechnelam sie jednak i twierdzaco kiwnelam glowa.
Po  miesiacu zostawila mnie informujac ostatniego dnia na do widzenia, ze rano przyjdzie do mnie nowa opiekunka. Zostawila mnie w zupelnym szoku, na polkach zostaly rowniutenko poukladane ubrania, skarpetki zwiniete w kulki wreszcie polaczone w pary i czyste naczynia w kuchni. Z przerazeniem myslalam o kolejnym dniu, w ktorym wszystko bede musiala tlumaczyc od zera. Agniecha bedzie w pracy, Michal odgrodzil sie ode mnie i od mojej choroby murem nie do przebycia a Janek na wiesc o tym, ze mam powtorke znowu de ja vu oznajmil dobitnie, ze ma wszystko w dupie. Jak powiedzial, tak sie pozniej zachowywal, stal naburmuszony, odpowiadal zdawkowo a w pokoju narastalo coraz wieksze napiecie. Patrzylam na niego blagalnym wzrokiem, zeby mi pomogl dogadac sie z nowa opiekunka. Ona natomiast byla przesadnie troskliwa, zachowywala sie jakby za chwile miala mi zmienic pieluche i wsadzic do buzki smoczek, zebym sie nie rozplakala. A niewiele brakowalo, zebym nie ryknela placzem z bezsilnosci, ze zmeczenia, z ciagle nowego szarpania mojego ciala i mojej psychiki. Bylam wewnetrznie rozdygotana, co od razu przelozylo sie na moje cialo, ktore zesztywnialo i calkowicie odmowilo wspolpracy. Bylam przekonana, ze kobitka wiecej sie nie pokaze. Kto by chcial zajmowac sie rozchisteryzowana , niepelnosprawna osoba na dodatek jeszcze z gburowatym synem. Jednak przyszla nastepnego dnia rano i tak zaczal sie czas pani Kasi. Dziwny czas, mieszanka lez i smiechu, zyczliwosci i jawnej wrogosci, pogaduszek i prawie siostrzanych zwierzen oraz wynioslego milczenia.
Pogubilam sie troche w ocenie normalnego zycia, co prawda moj mozg pracowal bez zarzutu ale jednak inaczej postrzegal przemykajace dni i towarzyszace im problemy. Coz, wszyscy mamy problemy, jedni wieksze, drudzy mniejsze mysle, ze kazdy na miare swojej wytrzymalosci. Caly czas otaczali mnie wiecznie narzekajacy ludzie, przychodzili do mnie, gadali z radia, robili obrazone miny w telewizorze, klocili sie za sciana, zlorzeczyli pod oknem. Wlasciwie nie ma rzeczy, ktora by nie przeszkadzala; ze nie pada - ze za dlugo leje deszcz; ze za goraco - ze nie mozna wytrzymac z zimna; ze autobus sie spoznil - ze za wczesnie przyjechal; ze za ciezko sie pracuje - ze nie mozna znalezc pracy; ze za drogo, ze za malo, ze za duzo, za bardzo, ze w ogole. Na pytanie - co slychac - zawsze ta sama odpowiedz - stara bida. Wieczne pretensje do zycia, Boga, przyrody, ludzi - matki, meza, szefa, sasiada. Siedze sobie nieruchomo w moim wozku i sie przygladam, patrze, slucham, staram sie nie oceniac i jest mi bardzo przykro . Wiekszosc odwiedzajacych mnie ludzi korzystajac z mojej niemocy daje sobie prawo oceniania mojego domu, dzieci, slusznosci moich najbardziej osobistych decyzji.
Nie raz zastanawialam sie kto daje nam prawo do ciaglej oceny wszystkiego i wszystkich. Pochlania sie papke kolorowych magazynow i krytykuje lub wzoruje na ludziach, ktorych kompletnie sie nie zna. Dyskutuje sie o ich zyciu jak wieloletni przyjaciel, ocenia partnerow, podlicza zarobki, krytykuje zyciowe decyzje, podziwia stroje i fryzury. Tylko czy ktokolwiek pamieta o tym, ze jego idol lub medialny wrog nie wie nawet, ze istnieje. Podglada sie ekschibicjonistow w reality show po to, zeby oceniac. Nikt nie umie zyc bez oceniania innych,  tych na gorze jak i mijajacego na ulicy przechodnia. Zaczela mnie meczyc ciagla rywalizacja, proba sil w najbardziej blachych sprawach, udowadnianie na sile slusznosci swoich pogladow politycznych, religijnych, moralnych, etycznych a nawet kulinarnych. Czy to wazne kto ma racje?
- Kasienko, zrob mi na obiad surowke z ogorka, salaty i dymki - poprosilam.
- Nie ma sprawy - odpowiedziala usmiechajac sie do mnie.
Siedzialysmy naprzeciwko siebie, pani Kasia karmila mnie powoli a ja bilam sie ze swoimi myslami. Surowka byla slodka, ja zawsze przyzadzalam z sola, na ostro. Zastanawialam sie czy warto z tego powodu psuc miedzy nami atmosfere. Znalam moja nowa opiekunke na tyle dobrze, ze wiedzialam iz bedzie miala problem z przelknieciem moich slow jak ja jej surowki. Jezeli nie powiem, ze mi nie smakuje, nie bedzie wiedziala i juz zawsze bede jadla slodkawa papke. Wygraly kubki smakowe.
- Kasienko, slodzilas salatke ? - delikatnie zapytalam.  
- Oczywiscie, o co Ci chodzi ? - powiedziala zaczepnie.
- Nigdy nie slodzilam surowek.
- Przeciez musialam jakos doprawic. Mam wszystko wyrzucic ? - zapytala naprawde wsciekla podnoszac sie ze stolka.
- Kasiu siadaj, zjem. Chcialam, zebys wiedziala na przyszlosc.
- Nie wiem jak mozna jesc nie doprawione jedzenie. Moge w ogole nie doprawiac jezeli sobie nie zyczysz - dodala z przekasem.
Nie chcialo mi sie odpowiadac, komentowac, wyjasniac. Tak blacha sprawa a wywolala tyle negatywnych emocji. Czy to ma znaczenie kto ma racje w takich bzdurach, czyja prawda jest bardziej prawdziwa, czyje argumenty sa bardziej dosadne czy przekonywujace.  Zaczela mnie przerazac malostkowosc spraw , o jakie ludzie sa gotowi walczyc, zeby tylko postawic na swoim.
Po paru latach choroby patrzylam na zycie z zupelnie innej perspektywy. Chcialam wykrzyczec wszystkim zdrowym , wiecznie niezadowolonym ludziom - spojrzcie na mnie! Mozecie chodzic, mowic, jesc, swobodnie oddychac, pic, spac. Jeszcze wam malo. Zamiast narzekac podziekujcie Bogu za te dary, bo nic nie wiecie jak sie zyje bez nich. Nie oceniajcie zachowania innych osob, zwlaszcza powaznie chorych bo nic nie wiecie o ich zyciu.

zuzanka

tak.....samo życie, nic dodać, nic ująć....

Pozdrawiam

Pawel

Dołącz do nas! Wstąp do stowarzyszenia!
Przeczytaj poradnik dla chorych na SLA\MND
Nie wiesz do kogo zwrócić się o pomoc w zorganizowaniu darmowej wentylacji w domu?
Finansujemy wizytę szkoleniową pielęgniarki w domu!
Chcesz wiedzieć więcej, napisz: mnd-sla@wp.pl

kajka


malenka

Jesteś świetna kajka!
Czytam twoja ksiązkę, i nareszcie wiem co czuła moja teściowa, na lata jej choroby patrzę  z "jej" punktu widzenia a nie z mojego, które mimo całego serca,pomocy dla niej był jednak inny. Myślę że każdy na forum znajduje tu siebie, niezależnie od tego czy jest chorym, czy opiekunem. Bardzo Ci za to dziekuję!

AnettaB

#5
Ja tez musze przyznac, ze swietnie piszesz i jest to samo zycie.  Ten temat z opiekunkami kazdemu jest pewnie znany - niezadowolona Pani urzedniczka, ktorej co chwile przypada w udziale wysylac inna pania do chorej podopiecznej; beznadziejne panie opiekunki, ktore nie maja tak naprawde pojecia o profesjonalnej opiece nad chorym...Skad ja to znam? Aha...i jeszcze syn (w tym przypadku moj brat bo chora jest moja mama), ktory ma juz wszystko w nosie, a tak naprawde jest slaby psychicznie i dostal zalamania nerwowego i nie jest w stanie wiecej chodzic do mamy...

Nie wiem z jakich agencji korzystasz, bo byc moze z prywatnych, ale moja mama korzysta z pomocy MOPS'u i w ciagu niespelna roku przewinelo sie ponad 15 "stalych" rzekomo pan opiekunek, z ktorych jedna byla lepsza od drugiej.  Mama sie naprawde nie czepiala, po prostu miala do nich pecha - jak ktos byl fajny - to z kolei na chwile, w zastepstwie - a te stale - O ZGROZO...

Temat jest mi tym bardziej bliski i na czasie bo wlasnie mamie podziekowala opiekunka, ktora byla pierwsza i jedyna naprawde stala pania od pol roku.  Niestety mamy stan sie pogorszyl do tego stopnia, ze nie daje sobie rady z przenoszeniem na wozek, podawaniem basenu itp...jak przyszla do pracy, mama byla w lepszym stanie. Podziekowala, a trzeba przyznac, ze sie zzyly ze soba i tym bardziej mamie jest sie ciezko z tym pogodzic.

Mama jest przerazona, rodzina tez, a ja...no coz chyba ktoregos dnia pekne i opisze swoja sytuacje na forum, bo jak bym komus chciala w skrocie opowiedziec jak teraz zyje i co los dla mnie zgotowal, to nikt by nie uwierzyl...nie jest to zwiazane tylko i wylacznie z choroba mamy, bo tak zyjemy wszyscy, ktorych bliscy sa chorzy na SLA. Los mi zgotowal niezla nispodzianke i to wcale nie przyjemna...

Ale to zostawie na pozniej i na inny watek. Teraz, zupelnie powaznie zaczynam szukac po cichu opcji opieki dla mamy w milym domu...czy takie w ogole sa w Polsce, bede chciala zapytac oficjalnie na forum; mama mnie coraz czesciej o to prosi, bo nie ma sie nia kto opiekowac. Najgorsze sa noce, no i dni puste i dlugie.  Mnie nie ma przy niej. :-[  Jestem na drugim koncu swiata i codziennie w dzien czy w nocy mysle i widze ja tam samotna, krztuszaca sie, albo duszaca, placzaca i zalamana...to jest straszne!

Kasiu, zazdroszcze Ci, ze masz przy sobie corke i oczywiscie ciesze sie ze mozecie byc razem.  Tak jak piszesz najwazniejszy jest ten szacunek i godnosc do chorego...nikt lepiej jak corka nie bedzie znal Twoich mysli, i tego co czujesz. Nikt lepiej nie bedzie Cie traktowal i zawsze z godnoscia jak corka; nie bedziesz dla niej nigdy przedmiotem, czy meblem, ktora mozna przesunac w kat. Zawsze bedzie Cie rozumiala nawet jak nie bedziesz juz wcale mowila, zawsze bedzie sie do Ciebie zwracala bezposrednio a nie w trzeciej osobie, wiedzac, ze jestes ta sama kobieta uwieziona w swoim bezwladnym ciele...
Moja mama nie zna tych wszystkich szczegolow choroby, ale z drugiej strony chyba wie i czuje wiecej niz nam sie wydaje...czeka na powazna rozmowe ze mna juz wkrotce...za kilka tygodni bedziemy razem!!!
Powodzenia Kasiu w znalezieniu odpowiedniej i godnej Twojej osoby opiekunki.
Pozdrawiam, Anetta