Marzenia są zawsze bez wad

Zaczęty przez kajka, 14 Czerwiec 2008, 17:34:45

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

kajka

kochani, po tylu cieplych slowach odwazniej wysylam wam jeszcze jeden rozdzial, pozdrawiam wszystkich Kasia

Skonczyly sie problemy z opiekunkami razem z koncem zimy, zaczal sie czas pani Kasi i wiosennych upalow. W tym roku lato przyszlo na samym poczatku maja, widzialam przez okno coraz bardziej opalonych ludzi, dziewczyny ubrane w seksowne ciuszki, rozwrzeszczane dzieciaki ganiajace za pilka. Lowilam w moim okrojonym swiecie wszystkie oznaki ukochanej przeze mnie pory roku. W dzien pochlanialam zielen lisci i traw, cudny blekit nieba i rozedrgane sloncem powietrze. Wieczorem przez uchylone okno wsluchiwalam sie w szum wiatru , ktory buszowal wsrod drzew za oknem, wdychalam ostudzone mrokiem powietrze, zamykalam oczy i marzylam. Przypominalam sobie najcudowniejsze wieczory mojego zycia. Te, o ktorych pamietalam mimo uplywu lat. Kazdy byl magiczny, mial swoj niepowtarzalny zapach, wlasna cisze, tajemnice, ktora zaczarowal mnie na cale zycie.
Dawno temu w sierpniowa noc lezalam na szeleszczacej slomie w stodole gospodarzy, u ktorych rodzice wynajmowali letnisko. Mialam moze dziewiec albo dziesiec lat i staralam sie byc dzielna , zeby nie ulec lękom zlowrogich cieni drzew kolyszacych sie na scianach stodoly, dziwnym dzwiekom dochodzacym coraz z innej strony. Obok smacznie spala corka gospodarza a ja lezalam wsluchana w pulsujaca odglosami cisze i wpatrzona w rozgwiezdzone niebo widoczne przez dziurawy dach . Pachnialo rozgrzana dniem sloma wymieszana z wciskajacym sie przez szpary chlodem nocy.
Marzenia rzadko sie spelniaja ale nie moje, myslalam siedzac w ogrodowej altance z chlopakiem, ktorego poznalam cztery lata wczesniej. Bylismy zakochana para dzieciakow Przez cale kolonie trzymal mnie za reke i wlasnie ten dotyk pamietalam przez cztery lata liceum. Oddaleni od siebie kilkuset kilometrami myslami i wspomnieniami zamknietymi w listach caly czas bylismy ze soba. Teraz jako " dorosli" nastolatkowie trzymalismy sie rowniez za rece a ja wiedzialam, czulam kazda czasteczka mojego ciala, ze przychodzi chwila naszego pierwszego pocalunku. Pamietam zapach maciejki i niebo pelne spadajacych gwiazd zanim zamknelam oczy.
Siedzialam w kucki na balkonie juz kolejna godzine wpatrzona w swiatla latarni oswietlajacych pusta ulice. Cisze czasem zaklocal nadlatujacy z przestrzeni komar bzyczac coraz glosniej by odgoniony zamilknac w oddaleniu albo jakis spozniony samochod warczal silnikiem aby ucichnac za zakretem. Na horyzoncie blyskalo sie od dluzszego czasu barwiac niebo na bajeczne odcienie fioletu, rozu i granatu. Czekalam na burze wierzac, ze ulewa zmyje ze mnie ogromne napiecie. Tego dnia podjelam decyzje, ktora miala sprawic, ze dzieci beda mialy nowego tatusia i zamiast ulgi czulam jeszcze wiekszy ciezar. Oddychalam wiatrem czekajac na dudniacy miedzy domami grzmot i tnace niebo blyskawice jak na katharsis mojej duszy.  
Bylam sama w obcym-nieobcym domu. Na wszystkie okna spuscilam zaluzje, zamknelam drzwi i wyszlam na taras. Slonce zachodzilo malujac czerwone cienie na migoczacym w dole jeziorze. Ptaki stopniowo milkly, cienie sie wydluzaly, powietrze pachnialo wolnoscia i wolno zapadajacym zmrokiem. W dzien lezac na pachnacej trawie pisalam wiersze rozkoszujac sie cichym leniuchowaniem. Dzieciaki na obozach, moj mezczyzna w trasie koncertowej, cisza lata obejmowala mnie delikatnie tulac do siebie. Troche niepokoil mnie kolejny niespodziewany upadek trzeci w tym tygodniu ale teraz zylam tylko chwila zegnajacego sie ze mna dnia. Nagle uslyszalam dziwny, narastajacy halas jakby wiatr trzepotal o zagle lub rozwieszona na sznurach posciel. Dzwiek stawal sie coraz glosniejszy i dochodzil z . . . nieba. Nad moja glowa przelecialy lsniace w zachodzacym sloncu labedzie .
Dla takich chwil sie zyje - pomyslalam otwierajac oczy i budzac sie z marzen w czterech scianach mojego pokoju. Nastepnego dnia rano tak bardzo nie chcialam przebudzic sie do rzeczywistosci. Lezalam z zamknietymi oczami i pragnelam, zeby opiekunka sie spoznila, zeby nie przeszkodzila mi w odczuwaniu innego, utraconego wymiaru zycia w wolnosci.
Przypomnial mi sie kolejny wieczor upalnego lata w Chorwacji. Wiktor ze swoim chlopakiem pojechal na dyskoteke zostawiajac mnie na lezaku przykryta kocykiem na tarasie pod roziskrzonym niebem. Bylam coraz slabszym towarzyszem wszelakich eskapad dlatego coraz czesciej zostawalam sama i coraz lepiej czulam sie pozostawiona w swoim swiecie dziwnego wyciszenia.
Przygladalam sie psu, ktory na sasiedniej posesji probowal znalezc sobie wygodne miejsce do lezenia. Lazil kolo budy, co sie polozyl to zaraz wstawal, cichutko popiskiwal, w poszukiwaniu wody zagladal do pustych misek. Wlasciciele co jakis czas wychodzili z domu, a to zeby zaparkowac na noc samochod w garazu, zabrac pranie ze sznurkow, zlozyc ogrodowy parasol czy wytrzepac dywanik. Za kazdym razem kiedy drzwi sie otwieraly zaczynal podskakiwac, merdac ogonem, zeby zwrocic na siebie uwage. Za kazdym razem z ta sama nadzieja. Za kazdym razem na prozno. Kiedy zniecierpliwiony zaczal szczekac wlasciciel wychylil sie przez okno i krzykiem probowal go  uciszyc. Przez kolejne dni przygladajac sie zyciu psiaka widzialam miedzy nami coraz wiecej analogii. Moj swiat tez byl ograniczony do czterech scian pokoju lancuchem, ktorego nie moglam zerwac. Czasem kiedy bardzo sie dopominalismy ktos wzial nas ze soba na spacer. Dostawalismy jesc i pic tyle, ze nie zawsze wtedy gdy czulismy pragnienie czy glod. Patrzylam ze smutkiem na jego podskoki, salta w powietrzu, piszczenie w celu zwrocenia na siebie czyjegos zainteresowania. Domownicy przechodzili obok jakby w ogole nie istnial, czasem ktos zniecierpliwionym glosem kazal mu sie uspokoic. Przypomnialam sobie ile razy musialam prosic moich bliskich tylko o podanie herbaty a najczesciej slyszalam - zaraz, nie teraz, nie chce mi sie, nie przeszkadzaj. Jednak za wytrwale machanie ogonem czasem ktos go poglaskal czy rzucil jakis smakolyk. Tak samo ja, po kolejnym prosze, przepraszam dziekuje dostawalam wreszcie godzinami wyczekiwana herbate.
- Kasia, zrobic ci kawe? -  zostalam wyrwana z rozmyslan tym samym pytaniem, ktorym moja opiekunka codziennie zaczynala dzien pracy u mnie.
- Tak - odpowiedzialam z usmiechem zgodnie z jej oczekiwaniem - bardzo prosze - dodalam slicznie "merdajac ogonkiem". A co by bylo gdybym powiedziala - w dupie mam twoja kawe, zawsze jest albo za malo slodka, albo za slaba albo co najgorsze za chlodna bo dolalas za duzo mleka.
- Pyszna kawa - powiedzialam  i slodko sie usmiechnelam.
Zauważyłam, ze dopóki sie uśmiecham, niczego nie chce, potakuje, nie stekam jest w miare dobrze, lecz gdy tylko coś mi dolega, mam inne zdanie, lub prosze o cos na co akurat nie maja ochoty moi opiekunowie od razu slysze, ze bardzo trudno ze mna wytrzymac, ze nie maja siły, ze maja mnie dosyc.
Pani Kasia kiedy jest zainteresowana tym co mowie jest skupiona, wsluchuje sie w kazde moje slowo, patrzy na ruch moich ust, czuje, ze jej zalezy. Zupelnie inaczej jest kiedy zwracam uwage na cos z czym sie nie zgadza. Wtedy nawet nie patrzy na mnie, jest wyraznie zniecierpliwiona, lekcewazy to co mowie, przerywa mowiac, zebym juz dala spokoj. Kiedy jednak zalezy mi, zeby mnie wysluchala i zrozumiala slysze, ze niepotrzebnie tyle gadam, ze nie ma potrzeby, zebym jej tlumaczyla. Gdybym ja powiedziala, ze nie mam ochoty sluchac tego co do mnie mowi bylaby obraza majestatu i staly szantaz, ze nie wie jak długo jeszcze bedzie do mnie przychodzila.
Moze powinnam napisac slownik, ktory tlumaczylby slowa z jezyka zdrowych na jezyk chorych. Np. Zdrowy sie denerwuje - chory histeryzuje. Zdrowy ma problemy - chory narzeka. Zdrowy nie ma humoru - chory ma fochy. Zdrowy nie ma ochoty na cos - chory wybrzydza. Zdrowy ma potrzeby - chory grymasi itd.
Dzis marzyl mi sie spokojny dzien, bez pretensji do mnie za to, ze jeszcze zyje dlatego o nic nie prosilam, na wszystko sie zgadzalam, bylam usmiechnieta, radosna i nie stwarzalam klopotow. Wlasciwie co ja moglam chciec skoro tak malo moge zrobic.
Ulozona do snu wrocilam do swiata marzen. Zastanawialam sie czy przez to, ze jestem zatrzymana w pogoni zycia stalam sie bardziej wrazliwa, widze i czuje wiecej . Przeciez wylaczajac jeden zmysl zwieksza sie wrazliwosc pozostalych. Ludzie dla zwiekszenia doznan smakowych wymyslili restauracje w ktorych jada sie w calkowitych ciemnosciach. Smutne, ze trzeba utracic wzrok lub dac go sobie za wlasne pieniadze zabrac, zeby poczuc intensywny, niepowtarzalny zapach i smak potrawy, zamiast po prostu chciec odczuwac
Prymitywne plemiona, ludzie z malych wiosek lub "smierdzace lenie"  z poludniowych krajow zyja w zgodzie i zgodnie z pora dnia i roku. "Rozwiniety"  Zachod uwaza, ze nie maja ambicji i aspiracji ale bylam przekonana, ze nie potrzebuja zadnych dodatkowych bodzcow, zeby odczuc smak soczystego mango, slodycz daktyli czy swiezosc porannej kropli rosy spijanej z liscia.
Zawsze czulam zycie kiedy moje emocje huczaly dajac mi ekstrymalne doznania. Dzisiaj tesknilam za zwyklymi rzeczami, czynnosciami, ktore stanowily codziennosc. Najbardziej brakowalo mi rzeczy na ktore nigdy nie zwracalam uwagi, po prostu dzialy sie.  Marzylam o zwyklym dniu, w ktorym budze sie rano, mocno przeciagam, czuje jak moje miesnie napinaja sie, zadnego pospiechu. Leniwie jeszcze na chwile zamykam oczy i przytulam sie do miekkiej poduszki delikatnie pachnacej moim ulubionym plynem do plukania. Wstaje, moje bose stopy nurkuja w puszystym dywanie, pozniej dotykaja twardych, chlodnych paneli. Stopy z kazdym krokiem to przywieraja to odrywaja sie od podlogi, precyzyjnie unoszac moje cialo. Odslaniam rolety i musze zmruzyc oczy przed promieniami slonca. Otwieram drzwi i wychodze na balkon, pod stopami czuje nagrzana sloncem posadzke, gleboko oddycham wiosennym porankiem. Oddychanie sprawia mi ogromna przyjemnosc, kazda pora roku, dnia, nocy inaczej pachnie. Inne powietrze przynosi swit, innym oddycha sie w rozzazone, skwarne poludnie czy sierpniowa, rozgwiezdzona noc. Inny zapach ma przygnana wiatrem morska bryza od wiatrem swiszczacej zamieci snieznej na szczytach gor. W kazdym miejscu i o kazdej porze naturalnie niezauwazalnie dla siebie samych oddychamy. Jaki idiota zastanawialby sie nad taka oczywista czynnoscia. Ja nim bylam. A wiec oddycham z rozkosza wciagajac w pluca zapach wiosennego poranka, przez chwile obserwuje ludzi na ulicy normalne, zwykle, cudowne zycie. Ide do kuchni, nastawiam wode na poranne kawe, dodaje dwie czubate lyzeczki cukru, odrobine cynamonu i troche skondensowanego mleka. Trzymam w dloniach ulubiony kubek czujac jego cieplo i ciezar. Biore chlodny prysznic i zbiegam po schodach do sklepu. W moich marzeniach zbiegam kilkakrotnie, za kazdy razem sprawnie, szybko bez zadnego zmeczena. W warzywniaku pachnie wiosna, tyle jest dojrzalych owocow i warzyw, wszystkie wolaja do mnie, zebym wlasnie je wziela ze soba. Kupilam dojrzale, cudnie pachnace pomidory, zieloniutka dymke, swieze maslo i gesta, biala smietane i ciemny, wieloziarnisty chleb. Jedzac chrupiacy chleb grubo posmarowany maslem i delektujac sie kolorowa, wiosenna salatka pomyslalam, ze zycie moze byc piekne. Z akcentem na moze. W dalszej czesci mojego wymyslonego dnia widzialam siebie jak razem z dzieciakami biegam po goracym piasku plazy, walcze z falami morza glosno smiejac sie z wywrotek, praze na sloncu i pochlaniam ogromne ilosci lodow waniliowych. Poznym popoludniem odbieram dzieci ze szkoly, nie tak jak zwykle w pospiechu jako ostatnia matka ale przychodze zaraz po lekcjach . Wracamy do domu przez jesienny park, dzieciaki szeleszcza biegajac po opadajacych z kazdym podmuchem wiatru lisciach. Przekrzykujac sie opowiadaja o calym dniu w szkole, zadaja mnostwo pytan, na ktore oczekuja natychmiastowej odpowiedzi. Zwykly, niezwykly czas radosci, codziennego szczescia, ulotnych i niepowtarzalnych chwil. Wieczorem po okryciu dzieci kolderkami i daniu nocnych buziakow siadam w fotelu z ulubiona ksiazka albo kolejny raz ogladam Zapach kobiety z ukochanym Al Pacino. Noca dochodze do okna, zaslaniajac rolety i usmiecham sie na widok bialych, dzieciecych marzen spadajacych z nieba na ziemie. Zasniezona, zimna noc ogrzewa sie cieplem kaloryferow przy ktorych stoje. Zamknelam oczy i w marzeniach i realnym swiecie.
- Boze -wyszeptalam - jezeli kiedykolwiek bedziesz chcial mnie uzdrowic obiecuje, ze docenie najmniejszy okruszek podarowanego mi zycia.

teresa

P I Ę K N I E  Kasiu, tęsknota serce rozpiera  kiedy się Ciebie czyta  :-*

kajka

Teresko,
dziekuje; dla takich slow chce sie dalej pisac;
calusy Kaśka

Magdalena01

Masz wielki dar Kasiu! Pisz dalej!  Mówisz o rzeczach zwykłych w zupełnie niezwykły sposób! Kiedy wydasz całą książkę? Ja napewno ją kupię! :-*

kajka

Magdus,
jeszcze troche bo idzie bardzo wolniutko dlatego, jak to mowi chyba Bozena - ze jestem sprawna troszke inaczej!
Kaśka

newka

Kajka! Przepięknie piszesz. Spędziłam kilka wspaniałych chwil na czytaniu Twojej powieści. Potrafisz sprawnie posługiwać się piórem i łatwo wciągasz czytelnika w wir powieści. Takie proste fakty, a ubrane w słowa nabierają znaczenia i mają siłę. Cieszę, się także z tego powodu, że poznałam Kogoś kto czuje podobnie jak ja. Już myślałam, że jestem sama.

Mariola

Kasiu,
Wzruszyłam się do łez, czytając nowy rozdział. Masz prawdziwy dar i ogromną wrażliwość. Porównanie z psem wzbudziło we mnie dreszcze. Czytając wspominam mojego Tatusia, który po latach niesamowicie aktywnego i pracowitego życia został przez tę bestialską chorobę ograniczony do bycia w czterech ścianach mieszkania, z którego nawet na wózku nie mógł się ruszyć z powodu barier architektonicznych w bloku.  Życzę Ci dużo siły żebyś mogła pisać dalej. Już chciałabym mieć w rękach Twoją książkę.
Trzymam kciuki i pozdrawiam :)
Mariola

kajka

Dziewczyny,
bardzo Wam dziekuje; dzieki komentarzom wiem i czuje, ze nie jestem sama z moimi problemami, myslami, marzeniami.
Kajka

anita

kaśka, przeczytałam jednym tchem wszystko cop napisałaś, najpierw czytałam dlatego, że zetknęłam się z sla, mój mąż przegrał z nią w lutym, póżniej dlatego że piszesz w sposób ,który nie pozwala przerwać lektury.jesteś niezwykle ciekawą kobietą, masz tyle do przekazania, dania innym i  robisz to w sposób tak cudowny i prosty zarazem.jesteś kimś z kim chętnie zarwie się noc, gadając choćby na gg.słuchaj, musisz pisac, a co za tym idzie, musisz być silna.jesteś silna,jesteś potrzebna,jesteś intrygująca ,wspaniałą kobietą,rób co chcesz, ale pisz....wydałabym ostatnią kase na twoją książke.